Nie mają racji ci, którzy w naszym mieście czują niedosyt po finałowym meczu w Turynie. Obie drużyny, Jastrzębski Węgiel i Zaksa, wzniosły się w tym sezonie na kosmiczny poziom. Nie było dla nich rywali na krajowych, ani na europejskich parkietach. To dwaj godni siebie mistrzowie, walczący o dwa najważniejsze tytuły. Siatkarska fortuna podzieliła ich sprawiedliwie. Jastrzębski Węgiel został mistrzem Polski i wicemistrzem Europy, a Zaksa na odwrót. Nikt nie płacze, wszyscy się cieszą: w Jastrzębiu – Zdroju i Kędzierzynie – Koźlu. Jest w tej historii coś niezwykłego, wręcz filmowego. Siatkówka jest na naszym kontynencie bardzo popularna. O puchar Ligi Mistrzów rywalizują znane i bogate kluby z wielkich europejskich miast. W eliminacyjnej drabince wszyscy giganci odpadali jednak jeden po drugim, kiedy po drugiej stronie siatki stanął Jastrzębski Węgiel albo Zaksa, drużyny z małych – jak na europejską skalę – polskich miast.
O samym meczu nie będziemy pisać, ponieważ każda jego minuta została już zanalizowana i skomentowana. Warto natomiast skupić się na innym wątku. Od lat wiadomo, że siatkówka jest promocyjną wizytówką, budującą pozytywny wizerunek Jastrzębia – Zdroju w Polsce. Nie tylko węgiel koksowy i brak połączeń kolejowych, ale także sport powoduje, że nasze miasto nie jest anonimowe. Teraz jednak wskoczyliśmy na inny poziom. Miłośnicy sportu w Europie, a jest ich całkiem sporo, dowiedzieli się o takim mieście jak Jastrzębie-Zdrój. Co z tym fantem zrobić? Jak samorządowcy mają wykorzystać ten dar od losu? Inne miasta, aby zaistnieć w tak zwanej przestrzeni publicznej, organizują mniej lub bardziej udane przedsięwzięcia, a my już niczego nie musimy wymyślać. Mamy Jastrzębski – Węgiel, ale czy wiemy jak zagospodarować ten potencjał?
Napisz komentarz
Komentarze