Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 04:59
PRZECZYTAJ!
Reklama

Nieruchomości po Jas-Mos. Prezydent mówi nie. Radni mówią tak.

Przysłuchując się argumentom prezydent Anny Hetman oraz jej zastępcy Romana Foksowicza w dyskusji na temat przejęcia przez miasto nieruchomości po kopalni „Jas-Mos” na myśl przychodzi tylko jeden filmowy bohater: Smerf Maruda. To się nie uda. Nikt tego nie chce. Nie ma pieniędzy.
Nieruchomości po Jas-Mos. Prezydent mówi nie. Radni mówią tak.

Często wracamy do tego tematu, ale sprawa nieruchomości po Jas-Mos wyrasta na najważniejsze od lat wyzwanie dla jastrzębskiego samorządu. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku cały ten majątek trafił do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Oczywiście, o żadnej restrukturyzacji nie ma mowy. Zadaniem SRK jest szybkie i sprawne pozbycie się nieruchomości. Czego nie da się sprzedać, zostanie zburzone. Mówimy, m.in. o łaźniach, magazynach, warsztatach, biurowcach, garażach. Część z tych budynków wykonana jest w trwałej i solidnej technologii. To wszystko legnie w gruzach, chyba że nieruchomości po Jas-Mos nieodpłatnie przejmie miasto.

Miasto może to zrobić, ale czy chce?

Przysłuchując się obradom październikowej, nadzwyczajnej sesji Rady Miasta można było odnieść wrażenie, że samorządowcy żyją w światach równoległych. Wiceprezydent Roman Foksowicz mówił, że na zagospodarowanie pokopalnianych terenów nie ma planu, zainteresowania i pieniędzy, a na dofinansowanie z zewnątrz nie ma co liczyć. Zaskakującej riposty udzielił radny Szymon Klimczak. Okazało się, że współpracą przy tworzeniu w Jastrzębiu-Zdroju centrum badań i innowacji zainteresowana jest, m.in. Politechnika Śląska. Ale to nie wszystko. Radni przygotowali projekt, aby na terenach po Jas-Mos powstał, m.in. ośrodek innowacji Grupy Wyszehradzkiej. Polska, Węgry, Czechy i Słowacja mają wspólny, całkiem spory fundusz na rozwój i wspieranie nowoczesnych technologii. Jastrzębie-Zdrój idealnie nadaje się na lokalizację takiej placówki, także z powodów symboliczno-geograficznych. Gdyby spojrzeć na mapę, nasze miasto znajduje się mniej więcej w samym centrum obszaru Grupy Wyszehradzkiej. Plan przedstawiono Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP oraz w Ministerstwie Rozwoju. Obie instytucje zareagowały pozytywnie. Nie wykluczają wsparcia, ale domagają się więcej szczegółów. I tu jest problem.

Jak możemy domagać się pomocy od rządu, prezydenta i Grupy Wyszehradzkiej, skoro sami nie możemy się w tej sprawie dogadać.

Generalnie, władze miasta są na nie, a większość w Radzie Miasta na tak. Póki co zwycięża matematyka. Większością głosów podjęto uchwałę zobowiązującą prezydent miasta do przejęcia nieruchomości po Jas-Mos. Przegłosowano także powołanie specjalnej komisji Rady Miasta, której zadaniem jest współpraca między radnymi i magistratem przy realizacji tego zadania. Na jej czele stanął Piotr Szereda. Komisja miała mieć charakter ponadpartyjny. Słuchając jednak wystąpień prezydent Hetman, jej zastępcy i szefowej klubu Platformy Obywatelskiej, trudno nie odnieść wrażenia, że lokalni działacze PO chcą dyskusję w sprawie pokopalnianego majątku wtłoczyć w polityczny spór, który dzieli Polskę i nasze miasto też. Jest to działanie samobójcze. Jastrzębie nie dostanie ani złotówki z zewnątrz, jeżeli nie będzie mówić w tej sprawie jednym głosem, a prezydent miasta ma dość władzy, aby storpedować ten projekt. Podczas nadzwyczajnej sesji Rady Miasta prezydent Hetman i jej zastępca mieli dosyć monotematyczny zestaw argumentów na „nie”. To się nie uda. Nie ma planu. Nie ma pieniędzy. Nie ma zainteresowania. Nie wiadomo, czy im się nie chce nad tym popracować, boją się albo zazdroszczą, że plan powstał we wrogim - ich zdaniem - środowisku politycznym. Jeżeli bokser wchodząc na ring zacznie myśleć o możliwości porażki, na pewno wyląduje na deskach. Jastrzębski magistrat chce poddać się bez walki.

Dlaczego to jest takie ważne?

Oczywiście, można sobie odpuścić starania o pokopalniane nieruchomości. SRK sprzeda, co się da, a resztę wyrówna z ziemią. Miasto nie będzie musiało kiwnąć nawet palcem. Czy to odbije się na jakości życia jastrzębian? Dziś i jutro na pewno nie. A za kilka - kilkanaście lat? Po zamknięciu kopalń Moszczenica i Jastrzębie, w mieście ubyło około 15 tys. miejsc pracy. Borynia i Zofiówka nie będą fedrować wiecznie. Po ich zamknięciu, jastrzębski rynek pracy skurczy się do jednej dużej firmy - KWK „Pniówek”. Jastrzębie - Zdrój gospodarczo uzależnione jest od górnictwa. W ogólnopolskich statystykach zamykamy listę miast z najniższym współczynnikiem prywatnych firm na głowę mieszkańca. Radni proponują, aby miasto przejęło pokopalniane budynki i oddało je przedsiębiorcom. Inkubatory biznesu albo parki nowoczesnych technologii sprawdzają się w wielu miejscowościach. Dlaczego taki pomysł nie miałby się powieść w Jastrzębiu-Zdroju? Z zagrożeń płynących z gospodarczej monokultury zdaje sobie sprawę nawet Jastrzębska Spółka Węglowa. Powołano spółkę JSW Innowacje, której zadaniem jest nie tylko szukanie nowych technologii dla górnictwa. Prezesi obu spółek gościli niedawno u Prezydenta RP Andrzeja Dudy, gdzie rozmawiano, m.in. o możliwościach rozwojowych naszego miasta.

Z kolei inna spółka - córka JSW, Jastrzębska Spółka Kolejowa, mocno angażuje się w projekt terminalu przeładunkowego na pokopalnianych terenach. To element planowanego „jedwabnego” szlaku gospodarczego, łączącego Chiny z Europą. JSW angażuje się w plany mające kluczowe znaczenie dla przyszłości Jastrzębia-Zdroju. To dobrze. Szkoda jedynie, że liderem tych projektów nie są - choć powinny być - władze miasta. Nawet w spotkaniach z przedsiębiorcami i prezesami spółek samorząd reprezentują zazwyczaj radni Łukasz Kasza i Tadeusz Sławik. Bierność władz miasta wydaje się zaskakująca, choć do pewnego stopnia uzasadniona. W polityce znane jest hasło, że kto nic nie robi, ten przynajmniej nie popełnia błędów. Taka strategia sprawdza się w państwach, regionach i miastach rozwiniętych gospodarczo, gdzie wszystko funkcjonuje, jak w szwajcarskim zegarku. Niestety, to nie działa w przypadku Jastrzębia-Zdroju. To jest najgorszy moment do chowania głowy w piasek.

 

Jerzy Filar

 

Argumenty władz miasta na NIE

  • Miasto nie ma pieniędzy i nie ma szans na zewnętrzne dofinansowanie.
  • Przedsiębiorcy nie są zainteresowani.
  • Za duże ryzyko, że plan się nie powiedzie.

 

Argumenty radnych na TAK

  • Można sięgnąć nawet do funduszu Grupy Wyszehradzkiej, ale trzeba przygotować dobry projekt.
  • Przedsiębiorcy są zainteresowani, ale miasto nie ma dla nich oferty. Przykładem są startupy, które poszukały dla siebie miejsca poza Jastrzębiem-Zdrój.
  • Skoro wiele śląskich miast zaadaptowało pokopalnianą infrastrukturę na cele biznesowe, dlaczego nie miałoby się powieść w Jastrzębiu?

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama