Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 1 września 2024 00:55
PRZECZYTAJ!
Reklama

Emocje są złym doradcą

Rozmowa z Piotrem Szeredą, prezesem Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej JAS-MOS
Emocje są złym doradcą

- Część mediów ma ostatnio nie najlepszą opinię o spółdzielczości. Czy to zasłużona krytyka? 

- W Polsce działa ponad 3 600 spółdzielni mieszankowych. W ich zasobach mieszka ponad 10 milionów osób. Oznacza to, że około 25% ogólnej liczby lokatorów w Polsce to spółdzielcy. Spółdzielczość od ponad 100 lat przyczynia się do rozwoju budownictwa wielomieszkaniowego i zmienia krajobraz w miastach i miasteczkach. Nasza Spółdzielnia JAS-MOS funkcjonuje już 28 lat na bazie byłych mieszkań zakładowych. Otrzymaliśmy je w dość kiepskim stanie, ale daliśmy im nowe życie. Dzisiaj ponad 90% naszych zasobów mieszkaniowych poddano termomodernizacji, zaczynamy inwestycje związane z fotowoltaiką, wymieniamy instalacje gazowe, modernizujemy balkony na tzw. „francuskie”, mamy nowe windy, przez cały rok dbamy o tereny zewnętrzne – wokół bloków, budujemy i modernizujemy parkingi. Wiele projektów jest realizowanych przez naszych spółdzielców lub przy dużym ich wsparciu.  

- Wiele uwag pod adresem spółdzielni mieszkaniowych dotyczy wysokich czynszów. 

- Muszę podkreślić, że w naszej Spółdzielni są najniższe koszty zarządzania. Według oficjalnych danych GUS, spółdzielnie mają lepsze wyniki niż wspólnoty, zasoby komunalne, czy też TBS-y. Świadczy to tylko o tym, że to sami spółdzielcy (lokatorzy) decydują o wysokości ponoszonych kosztów eksploatacji czy też remontów. Trzeba pamiętać, że na pozostałe opłaty takie jak: ogrzewanie, woda, odpady komunalne, podatki i inne - spółdzielnia nie ma wpływu i jest tylko pośrednikiem w przekazywaniu opłat w imieniu mieszkańców. 

- Są też inne krytyczne uwagi, dotyczące np. tego, że spółdzielnie niewiele robią z mieszkańcami, którzy kradną albo niszczą wspólne mienie. Nie podejmują interwencji, gdy lokatorzy palą papierosy w niedozwolonych miejscach, zaśmiecają otoczenie, nie sprzątają po psach itd. Tych problemów jest bardzo dużo, z którymi spółdzielnie sobie nie radzą.

- To są poważne problemy, ale przedstawianie ich w taki sposób, jak Pan to zrobił, może wprowadzać w błąd mieszkańców. Po pierwsze, spółdzielnia ma bardzo ograniczone możliwość prawne, aby interweniować w takich spawach. Nie znaczy to, że nie podejmujemy działań wykorzystując do tego policję, straż miejską, czy też opiekę społeczną albo sanepid. Natomiast zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa, wykroczenia, zakłócania porządku publicznego może dokonać każdy mieszkaniec. My ze swej strony, gdy otrzymujemy takie zgłoszenie kierujemy je do właściwych organów. Na wyróżnienie zasługuje tu policja, czy też opieka społeczna, z którymi współpracuje się nam najlepiej. 

- Czasami spółdzielcy zgłaszają problem braku informacji o tym co dzieje się w ich zasobach. 

- Ze swej strony mogę powiedzieć, że staramy się w jak najszerszy sposób docierać do naszych członków. Każdy z nich ma pełne prawo do informacji, ale musi chcieć z niego skorzystać. W naszej spółdzielni odbywa się rocznie około 40 otwartych spotkań z członkami, w tym 6 części Walnego Zgromadzenia. Podczas tych zebrań staramy się jako Zarząd przedstawiać rzetelnie wszystkie informacje, uwagi i wnioski. Efekty tych dyskusji następnie prezentujemy Radzie Nadzorczej, która jest organem zatwierdzającym nasze plany. Informacja do członków spółdzielni trafia też przez tablice ogłoszeń i nasz wewnętrzny biuletyn. Można także osobiście zasięgać informacji w administracji, czy u prezesa, podczas jego co tygodniowego dyżuru w biurze Zarządu. Spółdzielnia ma stronę internetową, gdzie każdy członek znajdzie wszelkie informacje i ma dostęp do wielu dokumentów organów Spółdzielni. Naprawdę każdy zaineresowany ma możliwość zapoznania się z tymi informacjami. 

- Dlaczego w takim razie zdarzają się sytuacje, że lokatorzy podejmują protesty, piszą wnioski, petycje są przeciwni wykonania tej czy innej inwestycji?

- To trochę wynika z naszej, polskiej natury. Posłużę się tu przykładem modernizacji balkonów francuskich, czyli dobudowy balkonów na ulicy Pomorskiej i Warmińskiej. Od dziesiątek lat lokatorzy wnioskowali, aby dobudować im te balkony. Na spotkaniach obiecałem, że gdy budynki będą w dobrym stanie technicznym i gdy nieruchomości nagromadzą wystarczającą sumę środków finansowych, będzie można zrealizować ten projekt. Zgłaszamy na spotkaniach z lokatorami, że nadchodzi ten dobry moment. Przeprowadzamy dodatkowo ankietowanie. Plan jest omawiany na spotkaniach w terenie, mamy poparcie członków spółdzielni na spotkaniach remontowych, jest również akceptacja Rady Nadzorczej. Wniosek jest procedowany na Walnym Zgromadzeniu, informacja o realizacji zadania pojawia się na budynkach. Wreszcie ogłaszamy i rozstrzygamy przetarg, i nagle… bum! Pojawia się protest, zbieranie podpisów i sprawa administracyjna w sądzie.  Skutek jest taki, że inwestycja, którą popiera 90 proc. mieszkańców rusza o rok później. 

- Jak sobie z tym radzić?

- Niestety osoby, które rozpoczynają takie akcje, cynicznie wykorzystują emocje mieszkańców. Ludzie ci często nie mają stosownej wiedzy, a niekiedy nie są nawet członkami spółdzielni. Argumentują swoje akcje tym, że patologie są w każdej spółdzielni, czyli muszą też być i u nas. Dlatego potrzeba czasu, żeby przejść spokojnie całą drogę, począwszy od rozmów do podjęcia ostatecznej decyzji. Jednocześnie należy wykonać projekt inwestycji, aby dowiedzieć się jaką technologią zostanie zrealizowana i ile to będzie kosztować. Wtedy można rzetelnie przedstawić informację w ankietach naszym spółdzielcom. Jak w każdej inwestycji emocje nie są najlepszym doradcą. Kalkulacja, realizacja potrzeb większości i efektywność przynosi sukces. 

- Dziękuję z rozmowę.

Rozmawiał: Jan Ostoja.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama