- Jak się układa współpraca z Urzędem Miasta?
- Nienajlepiej.
- W czym problem?
- Na przykład w dostępie do uzyskania informacji. Mamy problem z dotarciem do korespondencji, jaką miasto prowadzi, m.in. z Politechniką Śląską oraz Spółką Restrukturyzacji Kopalń. Zamiast zająć się merytorycznymi sprawami musimy zajmować się kwestiami organizacyjnymi, a to spowalnia prace komisji.
- Czas was goni, bo już w przyszłym roku SRK zapowiada wyburzenie starej łaźni?
- Nie chciałbym, aby dyskusja sprowadziła się tylko do losów jednej nieruchomości. Mówimy o szeroko zakrojonym planie rozpisanym na lata. Mówimy o przyszłości naszego miasta. Nie toczymy boju o łaźnię. Toczymy bój o tysiące miejsc pracy, jakie powinny powstać w Jastrzębiu-Zdroju w miejsce etatów w likwidowanych kopalniach. Jeżeli się za to nie zabierzemy teraz, spełni się czarny scenariusz, zapowiadany przez niektórych socjologów. W 2030 roku w Jastrzębiu-Zdroju liczba mieszkańców spadnie do 70 tys., a ci co zostaną, będą siedzieć na walizkach szukając miejsca do pracy i życia poza rodzinnym miastem.
- Jaki jest plan Pańskiej komisji?
- Chcemy tereny po Jas-Mos podzielić na cztery strefy. Część komunikacyjną, obejmującą połączenia drogowe i kolejowe. Strefę pod biura i siedziby firm. Część przeznaczoną dla dużych przedsiębiorstw oraz centrum logistyczne, o którym coraz głośniej mówi się w perspektywie chińsko-europejskiego szlaku handlowego, który może prowadzić przez nasze miasto.
- I co dalej?
- A dalej czeka nas żmudna praca nad tym, jak znaleźć finansowanie dla tego projektu, zachęcić inwestorów i przede wszystkim zbudować wokół tego planu koncepcję rozwoju miasta.
- Największy problem?
- Brak porozumienia wewnątrz samorządu. To nie jest sukces, że udaje nam się przeforsować nasze pomysły dzięki większości w Radzie Miasta. Chcemy ogólnej, ponadpartyjnej zgody dla tego projektu. Jeżeli sami się nie dogadamy, nikt z zewnątrz nam nie pomoże.
Napisz komentarz
Komentarze