Ministerstwo Finansów opracowało wskaźnik na podstawie dochodów z tytułu opłat i podatki od nieruchomości, rolnego i leśnego, a także udziałów we wpływach z CIT i PIT. Ranking otwierają miasta, które uchodzą za gospodarcze, śląskie „tygrysy”. I nie chodzi tutaj o wielkość, ale o umiejętność wykorzystania dziejowych szans. Na dole zestawienia znalazły się miejscowości, które do dziś nie potrafią się otrząsnąć ze skutków transformacji gospodarczej. To głównie miasta z centrum śląskiej aglomeracji. Kiedyś królowały tam kopalnie i przemysł ciężki, zapewniając mieszkańcom wysokie zarobki, a samorządom wpływy do budżetu. Te czasy się skończyły, ale pozostawiły po sobie ogrom problemów gospodarczych i społecznych. Umowna granica między „lepszymi” i „gorszymi” miastami przebiega wzdłuż linii 2 tys. zł ministerialnego wskaźnika dochodów.
Gdyby to był teleturniej i prowadzący zapytał, jakie miasto nie pasuje do dolnej części tabeli, odpowiedź byłaby oczywista: Jastrzębie-Zdrój.
Nie ma u nas wymarłych kwartałów, jak w Bytomiu. Nie borykamy się z takimi problemami społecznymi, jak Ruda Śląska. Nie mamy zakazanych dzielnic, jak w Świętochłowicach, gdzie kumulują się wszystkie, możliwe problemy socjalne. Możemy się za to pochwalić niskim zadłużeniem, brakiem poważnych problemów społecznych i bogatą spółką, która odciąża miasto w wielu dziedzinach, jak choćby sport i kultura. Zamiast komentarza postawimy pytanie, które często pojawia się na naszych łamach: skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?
Napisz komentarz
Komentarze