Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 22 grudnia 2024 02:19
PRZECZYTAJ!
Reklama

Kosztowna samowolka

O budynku przy ul. Północnej 14 ostatnio było cicho, ale wkrótce znów zrobi się głośno. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach nakazał Górniczej Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego rozebrać nadbudowaną część bloku. Ale to jest tylko jeden z problemów. Zwrotu kilkunastu milionów złotych domaga się Jerzy Godlewski. Jedyny lokator „nadbudówki” uważa, że GSBM świadomie i za jego pieniądze dopuściła się budowlanej „samowolki”. Spółdzielnia skierowała do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie wniosek o kasację niekorzystnego dla siebie wyroku. To ostatnia deska ratunku. Cały proces toczy się wokół ustalenia, kto jest inwestorem nadbudowy. Sąd i Śląski Wojewódzki Inspektorat Budowlany nie mają wątpliwości, że jest nim spółdzielnia.

Zwieńczenie bloku przy ul. Północnej 14 różnie się kojarzy. Jednym przypomina statek szturmowy Imperium z „Gwiezdnych Wojen”. Inni nie mają pomysłu z czym porównać nadbudowę, bo drugiego takiego obiektu nie ma w całym kraju. Kilka lat temu, za sprawą programu „Szkło kontaktowe” w telewizji TVN, o bloku przy ul. Północnej zrobiło się głośno we wszystkich ogólnopolskich mediach. Im większa gazeta, tym ciekawszy tytuł: „Najbrzydszy budynek w Polsce”, „Betonowe monstrum”, „Tajemnicza rezydencja na dachu”. Pojawiły się także głosy pochwalne, za odwagę i łamanie architektonicznych konwencji. W krajach zachodnich penthausy na dachach budynków nie są niczym nadzwyczajnym. W Polsce nie ma takiej mody. Kto ma pieniądze, ten stawia rezydencję na przedmieściach albo kupuje apartament w centrum Warszawy. Pod tym względem, Jastrzębie-Zdrój przetarło szlak.

Od wewnątrz „tajemnicza rezydencja” nie jest brzydka ani monstrualna.

Przede wszystkim jest wielka. W normalnych warunkach powstałyby tutaj dwa piętra z kilkunastoma mieszkaniami. Przestrzeń podzielono na kilka poziomów. Niektóre z nich przypominają oranżerie, z bogatą kolekcją roślin z różnych stref klimatycznych. Część podłogi stanowi gruba, szklana płyta, która miała być zamknięciem wielkiego akwarium. Ciekawie wygląda też strefa zewnętrzna, zbudowana z kilku tarasów. Gęsto tu od drzew i krzewów, które dobrze przyjęły się na dachu jastrzębskiego bloku. Zwieńczeniem budowli są schody… do nieba. Niedokończona, żelazno-betonowa konstrukcja straszy, choć docelowo miał tutaj powstać basen o powierzchni 90 metrów kwadratowych. Ale o pływaniu można zapomnieć. W 2010 roku Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego wydał nakaz natychmiastowego wstrzymania prac budowlanych. Robotnicy odeszli. Do gry wkroczyli prawnicy i po siedmiu latach zmagań powoli zmierzają do finału.

Jedynym lokatorem nadbudowy jest Jerzy Godlewski.

Po wpisaniu tego nazwiska do wyszukiwarek internetowych, wyskakuje sporo odnośników, ale niewiele z nich dotyczy feralnego budynku. Jerzy Godlewski jest znanym detektywem. Pracuje w zespole wyjaśniającym zabójstwo generała Papały. Reprezentował rodzinę Olewników w głośnej sprawie porwania i zamordowania ich syna. Swoje biuro ma w Hamburgu. Wśród jego klientów są także niemieckie firmy, policja i tamtejszy rząd. Godlewski pracuje przy zabójstwach, porwaniach, finansowych przekrętach, ale - jak sam przyznaje - jeszcze nigdy nie spotkał się z tak pogmatwaną i absurdalną sprawą, jak budowlana samowolka przy ul. Północnej 14.

W pierwszej połowie lat 90. pochodzący z Jastrzębia-Zdroju detektyw postanowił rozkręcić interes w rodzinnym mieście. Miał sporo zawodowego doświadczenia i międzynarodowe kontakty. Planował otworzenie, m.in. izby celnej. Szukając miejsca pod siedzibę trafił do Górniczej Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego z Wodzisławia, która zarządzała także budynkami w Jastrzębiu-Zdroju. W bloku przy ul. Północnej 14 pomieszczenia na drugim i trzecim piętrze przeznaczono pod działalności usługową.

Z tej transakcji nic nie wyszło, ale Zbigniew Durczok, ówczesny prezes GSBM zaproponował Godlewskiemu, aby… dobudował sobie biura na dachu.

Technicznie nie stwarzało to problemu. W latach 80. wylano tutaj solidne fundamenty pod fabrykę włókienniczą. Zakład nie powstał, a teren kupiła spółdzielnia mieszkaniowa, aby zbudować dziesięciopiętrowy blok. Pieniędzy starczyło tylko na pięć pięter. Pomysł spodobał się Jerzemu Godlewskiemu. W przeszłości zajmował się także tworzeniem oryginalnych projektów architektonicznych dla Szwajcarów. Postanowił, że w rodzinnym mieście zbuduje pierwszy w Polsce penthause na dachu. Umowa zawarta w 1994 roku między spółdzielnią a detektywem była prosta. Jerzy Godlewski daje projekt i pieniądze, a GSBM bierze na siebie rolę inwestora odpowiadającego za całą resztę, czyli załatwianie spraw w urzędach i formalne prowadzenie budowy. W 20 lat później taki podział obowiązków potwierdził swoim wyrokiem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach. To kluczowy moment tej historii. Spółdzielnia chce, aby Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie skasował wyrok, ponieważ - jej zdaniem - inwestorem jest Jerzy Godlewski. O tym, że jest odwrotnie, przekonuje nie tylko gliwicki sąd, ale także Śląski Wojewódzki Inspektor Budowlany.

Jerzego Godlewskiego nie ma w księgach wieczystych, ani dokumentacji budowlanej. Dla organów administracji publicznej nigdy nie był partnerem, ponieważ nie miał wpływu na stan prawny inwestycji przy ul. Północnej 14.

A działy się tam różne cuda.

W 2000 roku na skutek deszczu zamokła dokumentacja projektowa. Jerzy Godlewski chciał ją skopiować z egzemplarzy, które powinny znajdować się w siedzibie spółdzielni albo Urzędzie Miasta. Okazało się, że dokumenty… zniknęły. Godlewski za własne pieniądze odtworzył dokumentację, ale wstrzymało to roboty na kilka miesięcy. Ten problem powtórzył się w 2006 roku. Uzupełniona dokumentacja projektowa nie dotarła - choć powinna - do Wydziału Architektury Urzędu Miasta oraz PINB. Ostatecznie, w 2010 roku wydano nakaz o wstrzymaniu budowy. Kontrola wykazała odstępstwa od projektu budowlanego. Równolegle rozpoczęto postępowanie administracyjne w sprawie nieodpowiedniego stanu technicznego budynku. Inspektorzy mieli zastrzeżenia do przewodów kominowych. Jakby tego było mało, okazało się, że nadbudowa jest niezgodna z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, uchwalonym przez Radę Miasta w 2007 roku. Sprawy zaszły już tak daleko, że nie ma mowy o dokończeniu tej inwestycji.

W 2014 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach wydał wyrok na niekorzyść GSBM.

Spółdzielnia musi naprawić przewody kominowe i wentylacyjne oraz rozebrać część nadbudowy. Ostatnią instancją odwoławczą jest Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. Jeżeli NSA utrzyma dotychczasowy wyrok w mocy, Jerzy Godlewski będzie miał ułatwione zadanie w walce o odzyskanie zainwestowanych pieniędzy. Chce 12 mln zł oraz odszkodowanie za zerwane umowy z zagranicznymi partnerami, którzy przy Północnej 14 planowali otworzyć biura. Niezależnie od tego detektyw zamierza oskarżyć kilka osób z zarządu spółdzielni. Nie chce jednak, aby sprawy trafiły przed jastrzębski wymiar sprawiedliwości. Dlaczego? To już temat na osobny artykuł…

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama