W ubiegłym miesiącu zamieściliśmy wywiad z Anną Gnaś, członkiem Rady Nadzorczej GSM, która otwarcie krytykuje pracę prezesa Gerarda Weycherta i podporządkowanej mu części RN, z przewodniczącym Bolesławem Lepczyńskim na czele. Jej facebookowy profil „GSM NASZA Spółdzielnia” bije rekordy popularności. Teraz Anna Gnaś stała się jeszcze sławniejsza, ponieważ została wyrzucona z Rady Nadzorczej. Władze GSM, jako pretekst wykorzystały ostatnie zmiany w prawie spółdzielczym. Odbyło się to bez żadnej uchwały albo wyroku sądu. Ale to jest dopiero początek awantury. Anna Gnaś, nie uznając utraty mandatu w takiej formie, stawiła się na październikowym posiedzeniu Rady Nadzorczej. Pojawiła się także spora grupa mieszkańców, którzy chcieli udzielić jej wsparcia, a przy okazji na własne oczy przekonać się, jak pracuje GSM. I nie zawiedli się. Widząc lokatorów, władze GSM spanikowały i postanowiły poszukać mniejszego pomieszczenia. W zamieszaniu – jak opowiadają świadkowie tego incydentu - radczyni prawna spółdzielni popchnęła Annę Gnaś, która tylko cudem uniknęła poważniejszych obrażeń, ponieważ przewróciła się na stół, a nie na podłogę. Sprawę wyjaśnia teraz policja.
- Uważam, że nadal jestem członkiem Spółdzielni. Nie zrezygnowałam, nie złożyłam mandatu. Zostałam wybrana na członka Rady Nadzorczej przez Walne Zgromadzenie, nie przez Zarząd. Wstępując w związek małżeński tworzymy z mężem wspólnotę i właśnie dlatego zostałam przyjęta w poczet członków. Posiadam potwierdzenie mojego przyjęcia w 2016 roku. Mam prawo do zamieszkania w lokalu, a Zarząd nie zna mojej sytuacji prawnej, więc nie wiem skąd takie decyzje, które nie wchodzą w Zarządu kompetencje. Żaden organ Spółdzielni nie jest od stwierdzania ustania członkostwa. Ustawa również nie precyzuje jaki organ jest za ustanie członkostwa odpowiedzialny. Od tego był, jest i będzie w Polsce Sąd, czy się to komuś podoba, czy nie. Zarząd źle ocenia, nieprawdziwie i nie jest w stanie ocenić mojego stosunku prawnego. Jeśli Zarząd i radcy prawni nadal podtrzymują swoje zdanie to niech idą z tą sprawą do Sądu. Według Kodeksu Prawa Cywilnego Art. 189 mogą żądać ustalenia przez Sąd stwierdzenia istnienia, bądź nieistnienia stosunku prawnego. Działanie Zarządu wynika nie z podstaw prawnych ale z powodu chęci uciszenia mojej osoby, by nadal mogli marnotrawić pieniądze Spółdzielców – napisała Anna Gnaś w oświadczeniu, które odczytała podczas ostatniego posiedzenia Rady Nadzorczej.
Wcześniej, władze GSM pozbyły się Andrzeja Kinasiewicza, innego z niepokornych członków Rady Nadzorczej. W jego wypadku obyło się bez rękoczynów, ale powód odwołania był jeszcze bardziej absurdalny. Kinasiewiczowi zarzucono, że zasiada w innej Radzie Nadzorczej, a statut zabrania prowadzenia konkurencyjnej działalności. Byłoby to uzasadnione gdyby chodziło o inną spółdzielnię mieszkaniową. Problem w tym, że Andrzej Kinasiewicz zasiada w Radzie Nadzorczej… Jastrzębskiej Spółki Kolejowej.
Jeszcze niedawno przestrzegano, aby przynajmniej od formalnej strony zarządzanie spółdzielnią było zgodne z prawem. Ta granica też została przekroczona. W GSM uchwały są skutecznie podejmowane, jeżeli głosuje co najmniej sześcioro członków Rady Nadzorczej. Dotychczas tak było. Na stronie internetowej spółdzielni można sprawdzić, że wszystkie uchwały podejmowano przy minimum sześciu głosujących osobach. Aż do chwili, kiedy pod październikowe obrady po raz trzeci trafił plan zmian struktury organizacyjnej w GSM. Jak twierdzą wtajemniczeni jest to pretekst, aby pozbyć się niewygodnej pracownicy. Nie chcieli w tym brać udziału Anna Gnaś, Jan Wyrwa, Barbara Koczy i Marek Wróbel. Opuścili obrady, a na sali pozostało tylko czworo członków Rady Nadzorczej. Nie było kworum i – teoretycznie – w tej sytuacji w ogóle nie powinno dojść do głosowania. Uchwała została jednak przyjęta i to w obecności dwójki prawników spółdzielni!
Jednym z najbardziej zapalnych punktów sporu jest finansowana z pieniędzy lokatorów kampania propagandowa na łamach biuletynu GSM oraz w portalu Jasnet. Niepokorni członkowie Rady Nadzorczej bezskutecznie usiłują się dowiedzieć, ile to kosztuje. Irytuje ich nie tylko rozmach tej kampanii, ale także jej treść. Próbki swoich możliwości prezes Weychert dał niedawno w wywiadzie zamieszczonym przez Jasnet.. Tak pisze o konflikcie w spółdzielni i swoich przeciwnikach: Nie jestem malowanym prezesem, więc nie zostawię niewinnych ludzi przeciwko rozjuszonym bandytom.
Napisz komentarz
Komentarze