Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 11 maja 2024 11:20
PRZECZYTAJ!
Reklama

Grzegorz Matusiak, poseł z Jastrzębia-Zdroju: Dotrzymałem słowa

Grzegorz Matusiak, poseł z Jastrzębia-Zdroju: Dotrzymałem słowa

- Dobiega końca Pańska trzecia kadencja w Sejmie. Jak Pan ocenia własną skuteczność?

- To co dzieje się w parlamencie jest ważne, ale to nie jedyna płaszczyzna działań poselskich, które trzeba oceniać.

- To znaczy?

- Jedno z haseł mojej pierwszej kampanii - blisko ludzi - do dziś traktuję dosłownie. To oznacza, że moje biuro zawsze jest otwarte dla osób potrzebujących wsparcia czy pomocy. Często są to prawdziwe ludzkie dramaty i tragedie. Warto przy tym wiedzieć, że większość z nich udałoby się od razu rozwiązać, gdyby odpowiedzialni urzędnicy okazali trochę serca i wyrozumiałości. Jako przykład, niech posłuży delegatura NFZ w Jastrzębiu, którą uruchomiono dopiero po mojej interwencji. Kto nie jest ciężko chory, ten nie zrozumie jak wielu mieszkańcom ułatwiło to życie.

- Ile takich ludzkich spraw trafiło do Pana?

- To raczej były ludzkie problemy do pilnego rozwiązania. Często dotyczące całych rodzin. Tygodniowe trafia do mojego biura kilka takich spraw. Czasem rozwiązywaliśmy je w spektakularny sposób, przy pomocy charytatywnych Noworocznych Koncertów, jakie od 13 lat organizuję w Jastrzębiu-Zdroju. Wiem, jak ważne jest dla tych ludzi osobiste spotkanie i czas im poświęcony. Bywa, że wystarczy ulga, jaką daje rozmowa,  bo wiele osób chce być wysłuchanych. Nie zawsze jednak udaje się pomóc. W tym roku zgłosiła się do mnie mama nastoletniej Oli z prośba o pomoc w leczeniu anoreksji bulimicznej córki. Zorganizowałem siatkarski mecz charytatywny polityków i siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Zebraliśmy pieniądze, ale Ola kilka dni przed meczem zmarła. Jej mama przekazała środki na leczenie innych chorych nastolatek.

- Podstawowym zadaniem posła jest jednak stanowienie prawa, a nie wyręczanie urzędników.

- To prawda. W przedostatniej kadencji Sejmu byłem wiceprzewodniczącym komisji polityki społecznej i rodziny. To wtedy tworzyliśmy cały pakiet ustaw, które zaowocowały programami prospołecznymi, z „500+” na czele. A to był dopiero początek, bo dziś mówimy już nie o „trzynastce”, a „czternastce” dla emerytów. Tę kadencję kończymy ustawą o emeryturach pomostowych. Dla mnie najważniejszym wyzwaniem, jest teraz uchwalenie emerytur stażowych. To przecież postulat zawarty jeszcze w porozumieniach sierpniowych z 1980 roku, do których, jako górnik byłej kopalni Manifest Lipcowy i uczestnik strajków z 1988 roku, mam bardzo osobisty stosunek.

- Skoro poruszył Pan temat górnictwa... to jest Pan chyba jedynym posłem, jakiego widać w mundurze górniczym w Sejmie.

- Bo niestety, jestem jedynym posłem, który jest śląskim górnikiem.

- Dlaczego niestety?

- Lekarze, przedsiębiorcy, rolnicy to są zawody licznie reprezentowane w ławach poselskich. Znają swoje profesje i zabiegają o branżowe interesy. Kiedy się jest jedynym górnikiem trudno przekonywać innych posłów do górnictwa, o którym nie mają pojęcia. To dlatego byłem jednym z twórców parlamentarnego zespołu do spraw energetyki i górnictwa, któremu miałem zaszczyt przewodniczyć. To bardzo dobry, legislacyjny sposób walki o przyszłość naszych kopalń i górników.

- Miliardowe zyski JSW dowodzą, że branża wydobywcza ma się nieźle.

- Zgadza się. Po 8 latach rządów PiS górnictwo wyszło na prostą. Proszę jednak pamiętać w jakim było stanie w 2015, po rządach PO-PSL. JSW była bankrutem z 2 miliardami złotych długu. Dziś Bruksela nadal niechętnym okiem spogląda na polskie kopalnie, które są dla niej kamieniem u nogi na drodze do zielonej energii. Rozporządzenie metanowe to przecież całkiem świeży unijny pomysł na likwidację polskiego górnictwa. Pamiętam, jak w Sejmie, prawie stawałem na głowie by pozyskiwać głosy przeciw temu rozporządzeniu. Zresztą mamy teraz w Unii absurdalną sytuację, w której Niemcy wydobywają coraz więcej węgla, otwierają nowe kopalnie i nikomu to nie przeszkadza. Widocznie dla brukselskich urzędników, niemiecki węgiel ma bardziej zielony kolor od polskiego.

- Do rozmowy o górnictwie podchodzi Pan bardzo emocjonalnie.

- Całe moje życie związane jest z górnictwem. Poszedłem w ślady ojca, górnika. Po skończeniu AGH przez 28 lat pracowałem w jednej kopalni. Najpierw Manifest Lipcowy, a później Zofiówka. Karierę kończyłem w ratownictwie górniczym, więc chyba nie boję się trudnych wyzwań. Wiem, jaki to ciężki kawałek chleba i dlatego uważam, że górnikom należy się szacunek.

- Dlatego wytoczył Pan proces Donaldowi Tuskowi?

- W przeciwieństwie do mnie, nikogo z prominentnych działaczy PO nie było w 2015 roku przed JSW. Łatwo osądzać z wygodnego fotela w Warszawie, ale na obrażanie górników nie ma zgody. Całej sprawy by nie było, gdyby Tusk powiedział - przepraszam. Warto tu przytoczyć słowa ks. Prałata Bernarda Czerneckiego, który stwierdził, że podobnie jak w 1980 i 88, tak i 2015 roku jastrzębscy górnicy protestowali w obronie prawa do pracy. 

- Zostawmy górnictwo. Obiecał Pan powrót kolei do Jastrzębia-Zdroju, ale jak na razie pociągów nie widać.

- I nie zobaczymy ich jeszcze przez kilka lat. Linię kolejową likwiduje się szybko, wystarczy kilka miesięcy. Jej odbudowa to zadanie inwestycyjne na lata. Mówiłem o tym w 2011 roku, kiedy będąc przewodniczącym Rady Miasta głosowałem przeciw planom likwidacyjnym. Byliśmy w mniejszości, więc od 20 lat Jastrzębie jest miastem daleko od torów, zresztą największym w Europie. A jeśli chodzi o prace związane z odbudową kolei do miasta, to one już trwają. Na razie na etapie projektowym, dzięki rządowemu Programowi Kolej Plus. Dotyczy to odbudowy połączenia z Katowicami przez Żory. Osobną kwestia jest CPK. Ten projekt pozwoli na bezpośrednie połączenie Jastrzębia z całym krajem, a nawet Europą. To komunikacyjna szansa o historycznym znaczeniu dla miasta.

- Czyli w sprawie kolei wszystko gra?

- Gra, tak dobrze jak muzyka w sali koncertowej.

- Chce Pan przejść do tematu sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej w Jastrzębiu-Zdroju?

- Tak bo to jeden z moich największych sukcesów tej kadencji. I spełnienie marzeń z dzieciństwa.

- Z dzieciństwa?

- Kiedy byłem uczniem szkoły podstawowej uczęszczałem na zajęcie z gry na akordeonie. Pamiętam dziecięce marzenia o grze w pięknych salach koncertowych. Akordeonu już dawno nie ma, ale jest nowoczesna, jedna z najlepszych i najpiękniejszych w kraju sal koncertowych.

- Ojców i matek tego sukcesu jest więcej.

- Przy realizacji tego projektu każda pomoc była ważna, nawet tylko deklaratywna. Pamiętam całe godziny spędzane w gabinecie prof. Piotra Glińskiego, szefa resortu kultury, który wyłożył pieniądze na tę inwestycję. Specjalnych tłumów tam wtedy nie było, o czym Pan Profesor był łaskaw wspomnieć podczas wizytacji wieńczącej inwestycję. Jego podziękowania to dla mnie szczególne wyróżnienie.

- Ostatnie słowo?

- Szkoda, że już kończymy, bo chciałem jeszcze porozmawiać o inwestycjach drogowych, planach budowy magazynów energii na terenach pokopalnianych, sporcie i budowie nowego stadionu w mieście. Koncertach operowych, jakie zorganizowałem i planuje przygotowywać w mieście. Jak Pan widzi, tematów do rozmowy o moich poselskich osiągnięciach, starczyłoby na całą gazetę. Myślę, że to właśnie jest miarą sukcesu mojej skuteczności poselskiej.

Rozmawiał Jan Ostoja 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama