Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 14 marca 2025 07:56
PRZECZYTAJ!
Reklama dotacje unijne dla firm

Grzegorz Matusiak, poseł z Jastrzębia-Zdroju: Dotrzymałem słowa

Grzegorz Matusiak, poseł z Jastrzębia-Zdroju: Dotrzymałem słowa

- Dobiega końca Pańska trzecia kadencja w Sejmie. Jak Pan ocenia własną skuteczność?

- To co dzieje się w parlamencie jest ważne, ale to nie jedyna płaszczyzna działań poselskich, które trzeba oceniać.

- To znaczy?

- Jedno z haseł mojej pierwszej kampanii - blisko ludzi - do dziś traktuję dosłownie. To oznacza, że moje biuro zawsze jest otwarte dla osób potrzebujących wsparcia czy pomocy. Często są to prawdziwe ludzkie dramaty i tragedie. Warto przy tym wiedzieć, że większość z nich udałoby się od razu rozwiązać, gdyby odpowiedzialni urzędnicy okazali trochę serca i wyrozumiałości. Jako przykład, niech posłuży delegatura NFZ w Jastrzębiu, którą uruchomiono dopiero po mojej interwencji. Kto nie jest ciężko chory, ten nie zrozumie jak wielu mieszkańcom ułatwiło to życie.

- Ile takich ludzkich spraw trafiło do Pana?

- To raczej były ludzkie problemy do pilnego rozwiązania. Często dotyczące całych rodzin. Tygodniowe trafia do mojego biura kilka takich spraw. Czasem rozwiązywaliśmy je w spektakularny sposób, przy pomocy charytatywnych Noworocznych Koncertów, jakie od 13 lat organizuję w Jastrzębiu-Zdroju. Wiem, jak ważne jest dla tych ludzi osobiste spotkanie i czas im poświęcony. Bywa, że wystarczy ulga, jaką daje rozmowa,  bo wiele osób chce być wysłuchanych. Nie zawsze jednak udaje się pomóc. W tym roku zgłosiła się do mnie mama nastoletniej Oli z prośba o pomoc w leczeniu anoreksji bulimicznej córki. Zorganizowałem siatkarski mecz charytatywny polityków i siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Zebraliśmy pieniądze, ale Ola kilka dni przed meczem zmarła. Jej mama przekazała środki na leczenie innych chorych nastolatek.

- Podstawowym zadaniem posła jest jednak stanowienie prawa, a nie wyręczanie urzędników.

- To prawda. W przedostatniej kadencji Sejmu byłem wiceprzewodniczącym komisji polityki społecznej i rodziny. To wtedy tworzyliśmy cały pakiet ustaw, które zaowocowały programami prospołecznymi, z „500+” na czele. A to był dopiero początek, bo dziś mówimy już nie o „trzynastce”, a „czternastce” dla emerytów. Tę kadencję kończymy ustawą o emeryturach pomostowych. Dla mnie najważniejszym wyzwaniem, jest teraz uchwalenie emerytur stażowych. To przecież postulat zawarty jeszcze w porozumieniach sierpniowych z 1980 roku, do których, jako górnik byłej kopalni Manifest Lipcowy i uczestnik strajków z 1988 roku, mam bardzo osobisty stosunek.

- Skoro poruszył Pan temat górnictwa... to jest Pan chyba jedynym posłem, jakiego widać w mundurze górniczym w Sejmie.

- Bo niestety, jestem jedynym posłem, który jest śląskim górnikiem.

- Dlaczego niestety?

- Lekarze, przedsiębiorcy, rolnicy to są zawody licznie reprezentowane w ławach poselskich. Znają swoje profesje i zabiegają o branżowe interesy. Kiedy się jest jedynym górnikiem trudno przekonywać innych posłów do górnictwa, o którym nie mają pojęcia. To dlatego byłem jednym z twórców parlamentarnego zespołu do spraw energetyki i górnictwa, któremu miałem zaszczyt przewodniczyć. To bardzo dobry, legislacyjny sposób walki o przyszłość naszych kopalń i górników.

- Miliardowe zyski JSW dowodzą, że branża wydobywcza ma się nieźle.

- Zgadza się. Po 8 latach rządów PiS górnictwo wyszło na prostą. Proszę jednak pamiętać w jakim było stanie w 2015, po rządach PO-PSL. JSW była bankrutem z 2 miliardami złotych długu. Dziś Bruksela nadal niechętnym okiem spogląda na polskie kopalnie, które są dla niej kamieniem u nogi na drodze do zielonej energii. Rozporządzenie metanowe to przecież całkiem świeży unijny pomysł na likwidację polskiego górnictwa. Pamiętam, jak w Sejmie, prawie stawałem na głowie by pozyskiwać głosy przeciw temu rozporządzeniu. Zresztą mamy teraz w Unii absurdalną sytuację, w której Niemcy wydobywają coraz więcej węgla, otwierają nowe kopalnie i nikomu to nie przeszkadza. Widocznie dla brukselskich urzędników, niemiecki węgiel ma bardziej zielony kolor od polskiego.

- Do rozmowy o górnictwie podchodzi Pan bardzo emocjonalnie.

- Całe moje życie związane jest z górnictwem. Poszedłem w ślady ojca, górnika. Po skończeniu AGH przez 28 lat pracowałem w jednej kopalni. Najpierw Manifest Lipcowy, a później Zofiówka. Karierę kończyłem w ratownictwie górniczym, więc chyba nie boję się trudnych wyzwań. Wiem, jaki to ciężki kawałek chleba i dlatego uważam, że górnikom należy się szacunek.

- Dlatego wytoczył Pan proces Donaldowi Tuskowi?

- W przeciwieństwie do mnie, nikogo z prominentnych działaczy PO nie było w 2015 roku przed JSW. Łatwo osądzać z wygodnego fotela w Warszawie, ale na obrażanie górników nie ma zgody. Całej sprawy by nie było, gdyby Tusk powiedział - przepraszam. Warto tu przytoczyć słowa ks. Prałata Bernarda Czerneckiego, który stwierdził, że podobnie jak w 1980 i 88, tak i 2015 roku jastrzębscy górnicy protestowali w obronie prawa do pracy. 

- Zostawmy górnictwo. Obiecał Pan powrót kolei do Jastrzębia-Zdroju, ale jak na razie pociągów nie widać.

- I nie zobaczymy ich jeszcze przez kilka lat. Linię kolejową likwiduje się szybko, wystarczy kilka miesięcy. Jej odbudowa to zadanie inwestycyjne na lata. Mówiłem o tym w 2011 roku, kiedy będąc przewodniczącym Rady Miasta głosowałem przeciw planom likwidacyjnym. Byliśmy w mniejszości, więc od 20 lat Jastrzębie jest miastem daleko od torów, zresztą największym w Europie. A jeśli chodzi o prace związane z odbudową kolei do miasta, to one już trwają. Na razie na etapie projektowym, dzięki rządowemu Programowi Kolej Plus. Dotyczy to odbudowy połączenia z Katowicami przez Żory. Osobną kwestia jest CPK. Ten projekt pozwoli na bezpośrednie połączenie Jastrzębia z całym krajem, a nawet Europą. To komunikacyjna szansa o historycznym znaczeniu dla miasta.

- Czyli w sprawie kolei wszystko gra?

- Gra, tak dobrze jak muzyka w sali koncertowej.

- Chce Pan przejść do tematu sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej w Jastrzębiu-Zdroju?

- Tak bo to jeden z moich największych sukcesów tej kadencji. I spełnienie marzeń z dzieciństwa.

- Z dzieciństwa?

- Kiedy byłem uczniem szkoły podstawowej uczęszczałem na zajęcie z gry na akordeonie. Pamiętam dziecięce marzenia o grze w pięknych salach koncertowych. Akordeonu już dawno nie ma, ale jest nowoczesna, jedna z najlepszych i najpiękniejszych w kraju sal koncertowych.

- Ojców i matek tego sukcesu jest więcej.

- Przy realizacji tego projektu każda pomoc była ważna, nawet tylko deklaratywna. Pamiętam całe godziny spędzane w gabinecie prof. Piotra Glińskiego, szefa resortu kultury, który wyłożył pieniądze na tę inwestycję. Specjalnych tłumów tam wtedy nie było, o czym Pan Profesor był łaskaw wspomnieć podczas wizytacji wieńczącej inwestycję. Jego podziękowania to dla mnie szczególne wyróżnienie.

- Ostatnie słowo?

- Szkoda, że już kończymy, bo chciałem jeszcze porozmawiać o inwestycjach drogowych, planach budowy magazynów energii na terenach pokopalnianych, sporcie i budowie nowego stadionu w mieście. Koncertach operowych, jakie zorganizowałem i planuje przygotowywać w mieście. Jak Pan widzi, tematów do rozmowy o moich poselskich osiągnięciach, starczyłoby na całą gazetę. Myślę, że to właśnie jest miarą sukcesu mojej skuteczności poselskiej.

Rozmawiał Jan Ostoja 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklamadotacje dla MŚP
Reklama