- Śledzi Pan, co się dzieje w urzędzie?
- Jako mieszkaniec Jastrzębia-Zdroju interesuję się poczynaniami moich następców, bo los miasta leży mi na sercu. Trochę też oceniam ich decyzje.
- Jaką ocenę dałby Pan im po trzech latach? Dwójka, trójka…
- Trochę trudno tak jednoznacznie ich ocenić. W sporej części są to ci sami urzędnicy, z którymi pracowałem przez dziewięć lat, ale ton Urzędowi nadaje szef. Urzędnicy mogą być sprawni, chętni, ale jeżeli nie ma woli szefa ta praca wygląda nie najlepiej.
- W Jastrzębiu-Zdroju nie ma szefa, jest szefowa, ale nie plotkujmy przed świętami o kobietach. Porozmawiajmy o piłce nożnej. To jest pana pasja, hobby…
- Jak zaczynam rozmawiać o piłce nożnej, to zawsze mam w pamięci dwa powiedzenia, jedno świętego Jana Pawła II, który mówił, że „Wśród rzeczy nieważnych piłka nożna jest najważniejsza.”. I szkockiego trenera Billa Shankly: „Niektórzy ludzie twierdzą, że piłka nożna to sprawa i śmierci, chciałbym ich wyprowadzić z błędu. To jest rzecz jeszcze poważniejsza”. Te dwa powiedzenia oddają mój stosunek do piłki. Od dzieciństwa trenowałem, później byłem zawodnikiem klubów bardzo niskich lig, bo talentu mi brakowało. Ale uważam, że piłka szczególnie w takim mieście górniczym, jak Jastrzębie-Zdrój jest wręcz niezbędnym elementem swego rodzaju kultury, bo to rozrywka dla wszystkich.
- Czy piłka nożna w Jastrzębiu może stać się taką marką jak siatkówka czy hokej?
- Może i powinna się stać, bo przy całym szacunku do osiągnięć siatkarzy jest jedna prawidłowość, którą zauważyłem. W naszej drugoligowej drużynie piłki nożnej, 90 procent zawodników to mieszkańcy Jastrzębia. Tu się urodzili, wychowali, trenowali, spotykają się z mieszkańcami, a siatkarze to są ludzie, którzy tu zostali wynajęci do pracy z całego kraju i świata.
- W samorządach toczy się spór: dotować miejski sport czy nie?
- Uważam, że sport aspirujący do tych wielkich sukcesów nie jest w stanie się samodzielnie utrzymywać. To jest niemożliwe. Niektóre rzeczy trzeba dotować, ale trzeba to robić mądrze i zgodnie z przepisami, tym bardziej, że teraz są takie prawne możliwości. Wszystko zależy od woli prezydenta.
- Jak Pan ocenia, GKS Jastrzębie ma szansę na awans?
- Apetyty rosną. Runda jesienna była niespotykana i nawet sami zawodnicy i trenerzy trochę są zaskoczeni wynikami. Ale awans w piłce nożnej to także większe wydatki i czasem zarząd musi podjąć dramatyczną decyzję. Czasem, tak jest w piłce nożnej, lepiej nie awansować. Tego się boję. (fil)
Napisz komentarz
Komentarze