I wtedy wyprzedził mnie samochód prowadzony przez chyba zbyt nerwowego kierowcę. Kiedy tylko zobaczył trochę „prześwitu” przed sobą, gwałtownie przyśpieszał, by po przejechaniu stu, może dwustu metrów, gwałtownie hamować (co sygnalizowały światła stopu), zmuszając do hamowania jadących za nim. Po kilkakrotnym powtórzeniu takiego manewru (a nie zjechał na prawy pas drogi), utworzyła się za nim kawalkada samochodów, zachowująca się jak rozciągana i kurcząca się gumowa lina. Jeśli w takiej kawalkadzie znajdzie się kilku takich kierowców, którzy najpierw wciskają gaz do dechy, a potem gwałtownie hamują, opisany na wstępie korek powstaje błyskawicznie. Rozpędzanie samochodu chwilę trwa, każdy następny przyśpiesza z opóźnieniem i już mamy „ruchomy zator”.
Analizując takie zachowania, powstające korki, to jednak najmniejszy ból głowy. O wiele większym jest tworzenie zagrożenia na drodze. Zbyt późne hamowanie lub choćby odrobinę śliska nawierzchnia, mogą spowodować najechanie na tył poprzedzającego nas auta lub sprawić, że jadący z tyłu na moment się zagapi i wyląduje na zderzaku „nerwowego” kierowcy. I wt red już będzie prawdziwy korek.
O ekonomii już nie wspomnę. Przy takiej jeździe w2iększe zużycie paliwa, klocków hamulcowych, opon i innych podzespołów, na pewno „bije po kieszeni”. A wystarczy tylko widząc trochę luzu przed sobą, płynnie przyśpieszyć, a kiedy z przodu zaczyna się „korkować” zdjąć nogę z gazu i spokojnie zwalniając, dojechać do „ogonka” kolumny samochodów. Bez nerwów i stwarzania zagrożenia dodatkowych kosztów i wydłużania czasu podróży. Jeśli tak pojadą wszyscy, na pewno będzie on krótszy. Przekonałem się o tym nie raz. Jadąc płynnie, pokonywałem daną trasę szybciej, niż przy złudnym tzw. „sportowym sposobie jazdy”. Szerokiej drogi!
Jerzy Paja
Napisz komentarz
Komentarze