Do wyborczej walki dołączy spory tłum kandydatów bezpartyjnych. Tych, którzy o mandaty radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów zabiegać będą bez partyjnego szyldu. Kandydaci niezależni. W grupie tej znajdą się także samorządowi politycy, którzy ową niezależności partyjną postrzegają w nader osobliwy sposób. Niezależni, ale wspierani przez konkretną partię polityczną.
Dobrym przykładem ilustrującym ten trik wyborczy jest obecna prezydent Jastrzębia - Zdroju.
Anna Hetman była kandydatem niezależnym, wspieranym przez PO. Czy niezależność od partii politycznej nie stoi w sprzeczności z przyjmowaniem partyjnego wsparcia? W polityce nie takie salta są możliwe. Kiedy cel uświęca środki, liczą się efekty czyli zdobyte głosy. W ten sposób kandydat niezależny acz wspierany przez partię, może skutecznie powalczyć nie tylko o poparcie jej sympatyków ale też wyborców, którzy nie chcą identyfikować się z żadnym ugrupowaniem politycznym.
W ten sposób otrzymujemy przepis na kandydata dla wszystkich. Tyle, że dla wszystkich, często znaczy dla nikogo. No może z wyjątkiem samego zainteresowanego i profitów, jakie niesie ze sobą władza.
Pół biedy, gdy po wygranych wyborach, kandydat faktycznie uniezależnia się od wspierającej partii. Politycznie ryzykowne, ale w miarę uczciwe wobec wyborców. Niestety, mało prawdopodobne. Znów posłużę się przykładem mojego rodzinnego Jastrzębia - Zdroju.
„Niezależna” prezydent miasta Anna Hetman, po wygranych wyborach na swojego zastępcę powołała dyrektora biura tutejszego posła PO.
Czy tylko dla mnie wygląda to jak spłata wyborczych długów? W polityce nie ma nic za darmo, dlatego polityczne wsparcie dla niezależnego kandydata może okazać się kosztowną pomocą, za którą ostatecznie i tak zapłacą wyborcy.
Grzegorz Matusiak
Napisz komentarz
Komentarze