- Po zwycięskiej dla Pana pierwszej turze wyborów pojawiły się komentarze, że Jastrzębie-Zdrój zaczyna się budzić...
- Szkoda tylko, że ten sen, a raczej letarg trwał aż tak długo. Natknąłem się niedawno w internecie na artykuł podsumowujący ostatnie lata w Jastrzębiu-Zdroju. Tekst nosił tytuł „Dekada straconych złudzeń i zmarnowanych szans”. Trudno o lepszą puentę dla ostatnich dwóch, nieudolnych kadencji jastrzębskich władz.
- Mocna ocena.
- Mocna, ale obiektywna. Na początku roku pismo samorządu terytorialnego „Wspólnota” opublikowało ranking „Gmin sukcesu”. Skrupulatnie przebadano politykę finansową, inwestycyjną, społeczną i infrastrukturalną wszystkich miejscowości w Polsce. W kategorii miast na prawach powiatu znaleźliśmy się na przedostatnim miejscu w skali kraju i wypadliśmy najgorzej z miast województwa śląskiego. Nie jest to miłe czytać o swoim rodzinnym mieście, że jest najgorsze w regionie. Nasze miasto jest dobrze położone, dysponuje bogatą infrastrukturą, ma fantastycznych i kreatywnych mieszkańców, ale to wszystko nie tworzy wartości dodanej. Jastrzębie-Zdrój przestało się liczyć w naszym regionie. Pod względem rozwoju i poziomu życia uciekły nam Katowice, Tychy, Gliwice, Rybnik czy Żory, ale w rankingach przeganiają nas nawet Świętochłowice, Bytom i Ruda Śląska, czyli miasta, które najwięcej straciły na transformacji ustrojowo-gospodarczej. Jednym słowem, rozwijamy się zbyt wolno i nie do końca wiemy w jakim kierunku.
- Jakie będzie Jastrzębie-Zdrój za 10 lat?
- To jest bardzo dobre i ważne pytanie. Czy będziemy nadal miastem górniczym, czy może ośrodkiem innych gałęzi przemysłu? A jeśli tak, to jakich? Czy młodzi mieszkańcy nadal będą masowo opuszczali Jastrzębie-Zdrój? Czy uda się zmodernizować nasze miasto w taki sposób, aby poprawić jego funkcjonalność i zmienić charakter z wielkiego blokowiska w miejscowość, która ma nowoczesne centrum, dobrze rozwinięte sołectwa i osiedla oraz przyjazne tereny rekreacyjne? Nikt w Jastrzębiu nie zna odpowiedzi na te pytania, ale najgorsze jest to, że nie zadaje ich prezydent, choć od 10 lat rządzi w mieście. Mam wrażenie, że nie budujemy świadomie przyszłości miasta, a jedynie staramy się lepiej lub gorzej reagować na to co przynosi los. To nie jest zarządzanie, a jedynie administrowanie miastem i przyszłością mieszkańców. Jastrzębie-Zdrój jest bogatą gminą górniczą, którą stać na więcej, dużo więcej. Nie za rok, dwa lub trzy lata, ale już dzisiaj. Świat ucieka nam do przodu. Jeżeli nie chcemy zostać w prowincjonalnym tyle, niczego nie możemy odkładać na jutro. Obecne władze miasta przyjęły zasadę, że jak się nic nie robi to się przynajmniej niczego nie popsuje. To nie jest metoda rządzenia dobra dla Jastrzębia-Zdroju.
- Od 22 lat naszym miastem rządzą nauczyciele. Czy na ich tle Pan, jako doświadczony manager, będzie miał szanse?
- Uważam, że miejsce dobrego nauczyciela jest w szkole. Dotychczasowi prezydenci miasta potrafili administrować powierzonym im mieniem. Tyle, że w urzędzie miasta jest to zadanie dla naczelników wydziałów. Prezydent musi sięgać dalej, wyznaczać cele rozwojowe i skutecznie je realizować. Dziś w Jastrzębiu mamy administrowanie bieżącymi problemami zamiast odważnego zarządzania z jasno wytyczonymi celami na przyszłość.
- To znaczy?
- Wytłumaczę to na przykładzie Miejskiego Ośrodka Kultury. W Jastrzębiu-Zdroju to instytucja bezdomna. Za wynajem Kina Centrum podatnicy płacą prawie 1 mln zł czynszu rocznie. Dla administratora to rozwiązanie problemu. Dla menagera strata i marnotrawstwo. Za te pieniądze już dawno powinien powstać nowoczesny obiekt z salą teatralno-kinową. Zaoszczędzone na czynszu pieniądze powinny wspierać kulturę w mieście, a nie kieszeń właścicieli budynku.
- To, dlaczego do tej pory nikt tego nie zrobił?
- To pytanie do władz miasta. Na pewno nie jest to kwestia pieniędzy. Jesteśmy jedną z najbogatszych gmin w Polsce. Stać nas na wiele. Sąsiednie Pawłowice, które też są gminą górniczą mają kompletną infrastrukturę miejską. Nowoczesny ośrodek kultury, kompleks sportowo- rekreacyjny, doskonałe drogi, parkingi i chodniki. My mamy JSW, jedną z najbogatszych spółek Skarbu Państwa, dwie kopalnie... i wieczne narzekanie na brak funduszy.
- Jak przerwać ten zaklęty krąg miejskiej niemocy?
- Na pewno nie kolejnymi obietnicami wyborczymi. Tu nie chodzi o jeden czy dwa atrakcyjne pomysły, ale cały program rozwoju miasta. Jego celem powinno być podnoszenie jakości życia mieszkańców. Od nowoczesnego kompleksu centrum miasta po równe drogi i chodniki czy osiedlowe parkingi. Miasto musi w tym celu odbudować współpracę ze spółdzielniami mieszkaniowymi. Razem można zrobić więcej i taniej.
- Jest Pan kandydatem nominowanym przez PiS, który podkreśla, że nie jest członkiem tej partii.
- Od politycznej legitymacji ważniejsze okazały się kwalifikacje oraz doświadczenie w pracy zawodowej. Na tym chyba polega istota lokalnej demokracji. Nie po raz pierwszy startuję z listy PiS. Pięć lat temu zdobyłem w ten sposób mandat radnego i wtedy też brak partyjnej przynależności nikomu nie przeszkadzał. Liczyły się efekty mojej pracy na rzecz lokalnej społeczności. Funkcja radnego oraz ponad dwie kadencje na stanowisku sołtysa były dla mnie doskonałą szkołą samorządności. Zawsze też szanowano moją niezależność i to był jeden z ważnych powodów, dla których zdecydowałem się ubiegać o urząd Prezydenta Miasta.
- Kto lub co najbardziej zaskoczyło Pana w trakcie kampanii wyborczej?
- Najbardziej in plus zaskoczyli mnie sami Jastrzębianie i ich ogromne przywiązanie do naszej małej ojczyzny. Z wielu spotkań jakie odbyłem w mieście wynika jeden wniosek - jesteśmy lokalnymi patriotami, którym zależy na losach rodzinnej miejscowości. Może dlatego do mojej kampanii przyłączyło się wielu wspaniałych wolontariuszy. Nie spodziewałem się, że tak wiele osób zadeklaruje swoją bezinteresowną pomoc. Wiedziałem, że wielu podziela moje poglądy dotyczące rozwoju i przyszłości miasta, ale nie przypuszczałem, że mieszkańcy będą się, aż tak angażować. Wielkie dzięki, bo tylko razem zmienimy nasze rodzinne miasto!
- Pod koniec kampanii stał się Pan ofiarą dosyć agresywnej, negatywnej kampanii ze strony obozu pańskiej rywalki.
- Nie będę tego komentował, ani walczył o głosy podobnymi metodami. Moją bronią nie jest hejt, ale argumenty, program i dialog z mieszkańcami. Nie chcę oceniać postawy mojej konkurentki. Mogą to zrobić tylko mieszkańcy idąc na wybory 21 kwietnia.
Rozmawiał: Jan Ostoja
Jestem społecznikiem, któremu zależy na rodzinnym mieście. Potrafię słuchać ludzi, wolę jednak konkretne działania, o czym doskonale wie moja żona Beata i trójka naszych dzieci. Samorządności uczyłem się od podstaw. Zaczynałem od funkcji sołtysa w Bziu. Po trzech kadencjach mamy sołectwo, w którym każdy ma dobre miejsce do życia. Zdobyte zaufanie zaprocentowało mandatem w Radzie Miasta. Stanąłem na czele grupy radnych, skutecznie zabiegających o dokończenie budowy sali koncertowej szkoły muzycznej oraz zakończenie ciągnącego się latami remontu wiaduktu na Al. Piłsudskiego. Jestem ekonomistą z dyplomem z zarządzania. 25 lat doświadczenia w prowadzeniu własnego biznesu, pozwala mi dostrzec niewykorzystany potencjał miasta.
Napisz komentarz
Komentarze