Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 09:16
PRZECZYTAJ!
Reklama

Silna gospodarka, sprawne zarządzanie, nowe inwestycje

O rozwoju Jastrzębia-Zdroju rozmawiamy z Łukaszem Kaszą, przewodniczącym Rady Miasta i kandydatem na prezydenta miasta.

 

- Wielu polityków i samorządowców, w tym także Pan, często i chętnie mówi o rozwoju miasta, ale to jest bardzo pojemne określenie. Porozmawiajmy bardziej konkretnie. Mówiąc o rozwoju Jastrzębia-Zdrój, co Pan ma na myśli?

- Przede wszystkim mam na myśli rozwój zrównoważony. Zbyt dużo sprzecznych sygnałów płynie na temat sytuacji ekonomicznej naszego miasta. Z jednej strony, ku zdumieniu większości jastrzębian, czytamy że nasze miasto pod względem zarobków jest na pierwszym miejscu w Polsce. W innym rankingu, prowadzonym przez Związek Powiatów Polskich, od lat znajdujemy się na przedostatnim miejscu w kraju, jeśli chodzi o sytuację społeczno-gospodarczą.

 

- Prawda leży gdzieś pośrodku.

- Prawda leży gdzieś indziej. Jastrzębie-Zdrój pod wieloma względami jest miastem wyjątkowym i statystyczne modele oraz wskaźniki nie oddają całej prawdy o nas. Jesteśmy uzależnieni od jednej branży i to nie jest dobre, bo nie mamy wpływu na sytuację w krajowym i światowym górnictwie. Musimy budować własne fundamenty rozwoju, a mówiąc – jak Pan chciał - konkretnie powinny być spełnione trzy warunki, które pozwolą nabrać oddechu naszemu miastu. Potrzeba nam silnej gospodarki, sprawnego zarządzania i nowych inwestycji.

 

- Tylko tyle czy aż tyle?

- Po prostu tyle. To nie są czarodziejskie recepty, ale plan, który można zrealizować pod warunkiem, że ma się do tego ludzi i społeczne poparcie.

 

- Pan ma jedno i drugie?

- Czy mam społeczne poparcie okaże się 21 października. Natomiast o ludzi się nie martwię. Jest wielu zdolnych, kreatywnych, oddanych miastu jastrzębian. Trzeba tylko uruchomić ich potencjał.

 

- Nie ma rozwoju Jastrzębia-Zdroju bez…?

- Nie ma rozwoju bez dobrej komunikacji. Jastrzębie-Zdrój potrzebuje połączenia kolejowego z Katowicami i centrum regionu. Chyba nie muszę wyjaśniać, dlaczego to jest takie ważne, bo mówimy o tym od dawna, ale dopiero teraz pojawiła się szansa na realizację tych marzeń. Reprezentowałem jastrzębski samorząd w spotkaniach, m.in. z prezesem PKP oraz wiceministrem Inwestycji i Rozwoju. To były bardzo konkretne rozmowy. Rząd inwestuje miliardy w rozwój infrastruktury kolejowej i Jastrzębie-Zdrój jest na tej liście. W mediach mówią o nas, że jesteśmy największym miastem w Europie bez pasażerskich połączeń kolejowych. W takich komentarzach jest nie tylko troska, ale też ironia. Najwyższa pora, aby naprawić wizerunek naszego miasta. Kolej to nie tylko udogodnienie dla mieszkańców, ale także sygnał dla inwestorów, że spełniamy cywilizacyjne standardy.

 

- Nie wszyscy jeżdżą pociągami. Współczesna komunikacja opiera się przede wszystkim na samochodach osobowych.

- Nie do końca zgadzam się z tą tezą, bo nawet jeżeli tak jest teraz, to nie wiadomo, czy zmiany cywilizacyjne nie wymuszą na nas częściowej rezygnacji z samochodów na rzecz transportu publicznego. Musimy być na to gotowi, w Polsce, w województwie śląskim i Jastrzębiu-Zdroju. Ale to jest pieśń przyszłości. Póki co, chcę usprawnić i udrożnić także układ drogowy w mieście. Ulica Wyzwolenia powinna zostać przebudowana i pełnić rolę obwodnicy miasta.

 

- Myśli Pan, że dzięki temu ustawi się do nas kolejka inwestorów?

- Inwestorzy nigdzie nie ustawiają się w kolejkach. O nich trzeba skutecznie zabiegać. Chodzi o to, że w pozyskiwaniu inwestorów z kapitałem polskim i zagranicznym musimy być bardziej zdeterminowani od innych miast, bo nikt nie ma takich problemów, jak my.

 

- Jastrzębie-Zdrój jest w Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. To chyba na KSSE spoczywa zadanie pozyskiwanie inwestorów dla miasta.

- Współpraca z KSSE to jeden z warunków rozwoju gospodarczego Jastrzębia-Zdroju, ale trzeba pamiętać, że do Strefy należy wiele miast. Między nimi też trwa rywalizacja, bo każde chce przyciągnąć do siebie najlepszych, najbardziej perspektywicznych inwestorów. KSSE ułatwia kontakty, koordynuje pewne działania, wspiera logistycznie i organizacyjnie, ale piłka leży po stronie miasta. To my musimy przekonać inwestorów, że mamy świetne warunki i najlepszy potencjał ludzki.

 

- Na terenach po kopalni „Moszczenica” Pan i część radnych chcieliście utworzyć Centrum Nauki, Innowacji i Wspierania Przedsiębiorczości, ale ten plan nie wypalił. Prezydent miasta chce tam zbudować muzeum.

- To nie jest nieodwracalna decyzja. Jeżeli wygramy wybory wrócimy do tego pomysłu. W wielu miastach, które borykają się z podobnymi problemami jak Jastrzębie-Zdrój, powstają parki technologiczne, inkubatory przedsiębiorczości, doliny kreatywności. Nazwy mogą być różne, ale cel jest ten sam. Chodzi o wspieranie przedsiębiorczości, bo to jest inwestycja służąca miastu i mieszkańcom. Przedsiębiorcy tworzą miejsca pracy i płacą podatki do gminnego budżetu. Jeżeli chcemy korzystać z ich kreatywności, musimy im stworzyć dobre warunki do działania.

 

- Jak Pan ocenia działania miasta, jeżeli chodzi o przyciąganie inwestorów i wspieranie lokalnej przedsiębiorczość?

- Symbolem tego co robi miasto stało się powołanie na stanowisko pełnomocnika do spraw rozwoju gospodarczego i przedsiębiorczości byłej asystentki pani prezydent. Nie oceniam jej ogólnych kwalifikacji, ale dotychczasowa kariera zawodowa nie wskazuje na to, aby mogła poradzić sobie z reprezentowaniem miasta w relacjach z inwestorami.  W ubiegłym roku austriacki koncern ZKW Group, specjalizujący się w produkcji systemów oświetleniowych i elektroniki, szukał w naszej części województwa miejsca pod fabrykę. Nowy zakład stworzy 400 miejsc pracy, w tym 90 proc. dla kobiet. Koncern brał pod uwagę, m.in. Jastrzębie-Zdrój, ale fabryka powstanie w Wodzisławiu. W czym byliśmy gorsi? Tylko w tym, że nie potrafiliśmy przekonać inwestora. Ile jeszcze miejsc pracy i pieniędzy z podatków przejdzie nam koło nosa tylko z tego powodu, że obecne władze miasta nie chcą albo nie potrafią rozmawiać z przedsiębiorcami?

 

- W wywiadach często powtarza Pan o stworzeniu warunków do powstania i rozwoju startupów w Jastrzębiu-Zdroju. Takie firmy chyba dobrze radzą sobie same na rynku?

- Chyba się nie rozumiemy, jeżeli chodzi o definicję startupu. To nie są zwykłe firmy. Ich założyciele nie mogą być pewni sukcesu, bo wprowadzają na rynek nowe produkty, usługi i technologie. Ich działania są nowatorskie i odkrywcze, ale przez to obciążone także ryzykiem. Większość światowych liderów nowoczesnych technologii było kiedyś startupami.

 

- Gdzie tu jest rola miasta?

- Miasto może stworzyć takim firmom warunki do działania. Zbudować bazę logistyczną, zadbać o infrastrukturę, zachęcić ulgami podatkowymi. Wszystko po to, aby firmy mogły skupić się na tym, w czym są najlepsze, czyli realizowaniu nowatorskich pomysłów. Ponad połowa polskich startupów działa w jednej z pięciu aglomeracji: Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu lub Trójmieście…

 

- Nie ma tam województwa śląskiego. To chyba jest zła informacja.

- Właśnie, że dobra. To dowodzi, że w naszym regionie startupy dopiero się rozkręcają i najlepsze lata mają jeszcze przed sobą. Jastrzębie-Zdrój może zagospodarować tę niszę rynkową. Trzeba jedynie wypuścić sygnał, że chcemy i potrafimy stworzyć startupom najlepsze warunki do rozwoju. W takich firmach tkwi ogromny potencjał, a poza tym doskonale budują markę miasta, jako ośrodka nowoczesnego i otwartego na świat.

 

- Dobrze się o tym mówi, ale z realizacją może być gorzej.

- Dlaczego? Przecież nie mówimy, że w Jastrzębiu-Zdroju powstanie lotnisko albo tor Formuły 1. Inwestycje i pomysły, o których wspomniałem można zrealizować, bo nie są oderwane od ziemi, ale oparte na ekspertyzach, projektach i wyliczeniach. To nie są gruszki na wierzbie ani kiełbasa wyborcza, ale konkretny plan. Plan dla Jastrzębia-Zdrój, który z odrobiną woli, wyobraźni i determinacji można zrealizować.

 

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama