Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 3 lipca 2024 20:25
PRZECZYTAJ!
Reklama

Piękna katastrofa?

Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego alarmuje, że budynkowi przy ul. Północnej 14 może grozić nawet zawalenie. PINB na początku marca złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury.   W jednym ze scenariuszy, miasto będzie musiało znaleźć mieszkania dla 92 rodzin. Kto jest temu winien?   W Śląskim Urzędzie Wojewódzkim odnalazły się niedawno dokumenty potwierdzające, że nadbudówka od początku była samowolą budowlaną, która działa się za wiedzą władz miasta.   Jerzy Godlewski, który to wszystko sfinansował, będzie się domagał wielomilionowego odszkodowania, bo Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, iż inwestorem jest Górnicza Spółdzielnia Budownictwa Mieszkaniowego.
Piękna katastrofa?

 

Wracamy do tematu sprzed dwóch lat. Sporo się od tego czasu działo, a wszystko wskazuje na to, że wydarzenia dopiero teraz nabiorą tempa. Sprawa ma kilka wątków. Dotarliśmy do pisma, które Jerzy Godlewski złożył w jastrzębskiej Radzie Miasta. Opisuje w nim, m.in. rodzinne, towarzyskie i biznesowe relacje między tutejszymi sędziami i prokuratorami. Jego zdaniem ludzie jastrzębskiego wymiaru sprawiedliwości stworzyli układ, który tuszował zaniedbania, towarzyszące inwestycji przy ul. Północnej. Padły konkretne nazwiska, a zarzuty są wyjątkowo ciężkiego kalibru. Do prawnego wątku tej historii wrócimy w kolejnych publikacjach. Teraz skupmy się na kwestii najważniejszej, dotyczącej losu mieszkańców budynku.

 

Blok jest w katastrofalnym stanie technicznym. Tarasy nad lokalami użytkowymi są najważniejszym elementem budynku, ale z powodu złej izolacji regularnie zalewane są przez wody opadowe. Powoduje to korozję zbrojenia i nie wiadomo, kiedy cała konstrukcja osiągnie punkt krytyczny i straci nośność. Swoje zrobił też tragiczny w skutkach wstrząs w kopalni Zofiówka w maju ubiegłego roku. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego alarmuje, że budynkowi przy ul. Północnej 14 może grozić nawet zawalenie.

 

Jak w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji?

 

Zwieńczenie bloku przy ul. Północnej 14 różnie się kojarzy. Jednym przypomina statek szturmowy Imperium z „Gwiezdnych Wojen”. Inni nie mają pomysłu z czym porównać nadbudowę, bo drugiego, takiego obiektu nie ma w całym kraju.

 

W krajach zachodnich penthausy na dachach budynków nie są niczym nadzwyczajnym. W Polsce nie ma takiej mody. Pod tym względem, Jastrzębie-Zdrój mogło przetrzeć szlak. Od wewnątrz „tajemnicza rezydencja” nie jest brzydka ani monstrualna. Przede wszystkim jest wielka. W normalnych warunkach powstałyby tutaj dwa piętra z kilkunastoma mieszkaniami. Przestrzeń podzielono na kilka poziomów. Niektóre z nich przypominają oranżerie, z bogatą kolekcją roślin z różnych stref klimatycznych. Część podłogi stanowi gruba, szklana płyta, która miała być zamknięciem wielkiego akwarium. Ciekawie wygląda też strefa zewnętrzna, zbudowana z kilku tarasów. Gęsto tu od drzew i krzewów, które dobrze przyjęły się na dachu jastrzębskiego bloku. Zwieńczeniem budowli są schody… do nieba. Niedokończona, żelazno-betonowa konstrukcja straszy, choć docelowo miał tutaj powstać basen o powierzchni 90 metrów kwadratowych.

 

Jedynym lokatorem nadbudowy jest Jerzy Godlewski. Po wpisaniu tego nazwiska do wyszukiwarek internetowych, wyskakuje sporo odnośników, ale niewiele z nich dotyczy feralnego budynku. Jerzy Godlewski jest detektywem. Pracował przy wielu głośnych, medialnych sprawach. Swoje biuro ma w Hamburgu. W pierwszej połowie lat 90. pochodzący z Jastrzębia-Zdroju detektyw postanowił rozkręcić interes w rodzinnym mieście. Miał sporo zawodowego doświadczenia i międzynarodowe kontakty. Planował otworzenie, m.in. izby celnej. Szukając miejsca pod siedzibę trafił do Górniczej Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego z Wodzisławia, która zarządzała także budynkami w Jastrzębiu-Zdroju. W bloku przy ul. Północnej 14 pomieszczenia na drugim i trzecim piętrze przeznaczono pod działalność usługową.

 

Z tej transakcji nic nie wyszło, ale Zbigniew Durczok, ówczesny prezes GSBM zaproponował Godlewskiemu, aby… dobudował sobie biura na dachu.

 

Technicznie nie stwarzało to problemu. W latach 80. wylano tutaj solidne fundamenty pod fabrykę włókienniczą. Zakład nie powstał, a teren kupiła spółdzielnia mieszkaniowa, aby zbudować dziesięciopiętrowy blok. Pieniędzy starczyło tylko na pięć pięter. Pomysł spodobał się Jerzemu Godlewskiemu.

 

W przeszłości zajmował się także tworzeniem oryginalnych projektów architektonicznych dla Szwajcarów. Postanowił, że w rodzinnym mieście zbuduje pierwszy w Polsce penthause na dachu. Umowa zawarta w 1994 roku między spółdzielnią a detektywem była prosta. Jerzy Godlewski daje projekt i pieniądze, a GSBM bierze na siebie rolę inwestora odpowiadającego za całą resztę, czyli załatwianie spraw w urzędach i formalne prowadzenie budowy. To jest kluczowy moment dla tej historii. W dotarciu do prawdy pozwoliły dokumenty odnalezione niedawno, nie w Jastrzębiu- Zdroju, lecz w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. Okazuje się, że w 1994 roku, kiedy miastem rządził Janusz Ogiegło, obecny radny, wydano zgodę na budowę, choć ówczesny prezes GSBM nie przedstawił żadnej dokumentacji projektowej.

 

Pod względem prawnym ta decyzja była wadliwa już w momencie jej podpisania, bo sankcjonowała budowlaną samowolkę.

 

Od tego wszystko się zaczęło. W 2000 roku na skutek deszczu zamokły dokumenty budowlane. Jerzy Godlewski chciał je skopiować z egzemplarzy, które powinny znajdować się w siedzibie spółdzielni albo Urzędzie Miasta. Okazało się, że dokumenty - jak przekonywali wówczas urzędnicy - gdzieś zaginęły. Dziś wiemy, że one tam najprawdopodobniej nigdy nie trafiły. Godlewski za własne pieniądze odtworzył dokumentację, ale wstrzymało to roboty na kilka miesięcy. Ten problem powtórzył się w marcu 2007 roku. Uzupełniona dokumentacja projektowa nie dotarła - choć powinna - do Wydziału Architektury Urzędu Miasta oraz PINB. Ostatecznie, w 2010 roku wydano nakaz o wstrzymaniu budowy, ponieważ kontrola wykazała odstępstwa od projektu budowlanego. Równolegle rozpoczęto postępowanie administracyjne w sprawie nieodpowiedniego stanu technicznego budynku. Inspektorzy mieli zastrzeżenia do przewodów kominowych. Jakby tego było mało, okazało się, że nadbudowa jest niezgodna z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, uchwalonym przez Radę Miasta w 2007 roku. Sprawy zaszły już tak daleko, że nie było mowy o dokończeniu tej inwestycji.

 

Z Północnej 14 zeszli budowlańcy, a do gry przystąpili prawnicy. Ktoś musi przecież odpowiadać za ten bałagan.

 

Jerzego Godlewskiego nie ma w księgach wieczystych ani dokumentacji budowlanej. Mimo tego, zdaniem GSBM on jest inwestorem i nadzorcą projektu. Godlewski twierdził, że jest inaczej. Sprawa trafiła do sądu i przeszła wszystkie instancje. Od Sądu Rejonowego w Jastrzębiu-Zdroju po Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. Ostateczny wyrok zapadł po myśli Jerzego Godlewskiego i wskazał na spółdzielnię, jako inwestora odpowiedzialnego za przebieg budowy. Co to oznacza? Godlewskiemu otwiera furtkę do starań o odszkodowanie. W samą „nadbudówkę” zainwestował kilkanaście milionów złotych. Jeśli doliczyć do tego inflację, utracony zysk z tytułu umów z potencjalnymi najemcami pomieszczeń, honoraria dla prawników. Koszt roszczeń z pewnością przekroczy 20 mln zł.

 

Nas bardziej interesuje los mieszkańców.

 

Ostatnio oględziny budynku przeprowadzili wysokiej klasy specjaliści. Nikt nie ma wątpliwości, że wcześniej czy później blok będzie musiał zostać wyłączony z eksploatacji. Miasto stanie przed nie lada wyzwaniem organizacyjnym i finansowym, bo dla 92 rodzin trzeba będzie znaleźć mieszkania o podobnym standardzie. Do sprawy będziemy wracać w najbliższych wydaniach gazety.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama