Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 3 lipca 2024 20:19
PRZECZYTAJ!
Reklama

Ludzi zalewa krew i…woda z przeciekającego dachu

Wbrew temu co mówi Górnicza Spółdzielnia Budownictwa Mieszkaniowego wszystkie instytucje, w tym sądy, traktują GSBM jako inwestora odpowiedzialnego za doprowadzenie budynku przy ul. Północnej 4/14 do obecnego, tragicznego stanu. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego nakazał spółdzielni rozbiórkę nadbudowy na dachu. Dłużej nie można z tym zwlekać, bo sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna dla mieszkańców.
Ludzi zalewa krew i…woda z przeciekającego dachu

 

Sprawa „najdziwniejszego” bloku w Polsce obchodzi w tym roku ćwierćwiecze. Jest w niej wiele wątków pobocznych. Dziesiątki wyroków sądowych, skarg, odwołań, ekspertyz i decyzji urzędników różnych szczeblu. Opisanie i wyjaśnienie tego zamieszania zajęłoby książkę, a nie stronę w gazecie. Piszemy o tym od dwóch lat. W największym skrócie sprawa wygląda tak, że w 1994 roku prywatny detektyw Jerzy Godlewski dogadał się ze Zbigniewem Durczokiem, ówczesnym prezesem Górniczej Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego w Wodzisławiu, że na bloku przy ul. Północnej 4/14 powstanie wielopoziomowa, skomplikowana architektonicznie nadbudowa. Czegoś takiego w Polsce jeszcze nie było, choć lofty dobudowane na dachach nie są rzadkością w Europie zachodniej. Godlewski miał dać pieniądze i pomysł.

 

GSBM wzięła na siebie rolę inwestora odpowiadającego za całą resztę, czyli załatwianie spraw w urzędach i formalne prowadzenie budowy.

 

Coś jednak poszło nie tak. Okazało się, że budowa była realizowana bez stosownych pozwoleń. Pojawiły się też problemy techniczne. Ostatecznie, w 2010 roku wydano nakaz wstrzymania budowy. To nie był koniec, lecz początek problemów. Po naszych publikacjach, zarząd GSBM zarzucił nam, że bierzemy stronę Jerzego Godlewskiego. Jeśli jesteśmy przeciwko spółdzielni, to znaleźliśmy się w dobrym towarzystwie, bo wszystkie artykuły powstają w oparciu o sądowe wyroki oraz decyzje Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego (PINB). Dotarliśmy do kolejnych dokumentów i nie są one korzystne dla GSBM. W lipcu PINB nakazał spółdzielni rozbiórkę wszystkich pięciu segmentów nadbudowy. GSBM boi się tego, jak ognia. Koszt takiej operacji byłby ogromny. W dodatku nakaz wskazuje spółdzielnię, jako winnego tej budowlanej samowolki. W tej sytuacji odszkodowania może domagać się sam Jerzy Godlewski. Nieoficjalnie mówi się, że nadbudowa kosztowała go niecałe 20 mln zł. Jeśli dodać do tego odsetki za zamrożone przez lata pieniądze, rodzi się kwota wręcz astronomiczna. Spółdzielnia, także w polemikach z naszą gazetę, wskazuje na Godlewskiego, jako inwestora, który powinien sfinansować posprzątanie tego bałaganu.

 

Jak to widzi PINB?

 

- Nadbudowę, jako niewydzielony lokal należy traktować jako część wspólną nieruchomości, dla której wykonywanie zarządu stanowi obowiązek spółdzielni mieszkaniowej. Zatem tylko na GSBM może być nałożony obowiązek rozbiórki oraz przedłożenie projektu budowlanego zamiennego, ponieważ jak wyżej wykazano wykonywanie zarządu nieruchomością wspólną stanowi obowiązek spółdzielni mieszkaniowej - pisze w decyzji rozbiórkowej PINB.

 

W podobnym duchu brzmią wyroki sądowe wszystkich instancji, aż po nieodwołalną decyzję Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który wskazał na GSBM, jako inwestora w czasach, kiedy powstały nieprawidłowości przy Północnej 4/14. Przy okazji wyszło na jaw, że w 2012 r. prokuratura nakazała spółdzielni, aby co pół roku przeprowadzano szczegółową kontrolę techniczną całego bloku. Taki był warunek dalszego użytkowania budynku. Tych kontroli nie wykonywano. Zrobiono to tylko raz, a wynik inspekcji był niekorzystny dla GSBM. Zaniedbania z ostatnich lat teraz zaczęły się mścić. Niedawno przez nasz region przeszło wiele gwałtownych ulew. Po jednej z nawałnic, mieszkania feralnego bloku zaczęła zalewać woda, uszkadzając instalacje elektryczne. W jednym z nich mieszka rodzina z małym dzieckiem i matką w ciąży. Lokatorzy interweniowali w spółdzielni. W odpowiedzi dostali propozycję…przełożenia skrzynek energetycznych na inne ściany. Spółdzielnia, zamiast naprawić źródło przecieku, czyli dziurawe stropodachy, chce mieszkańcom wykuwać bruzdy w ścianach nie mając pewności, że podczas kolejnej ulewy skrzynek w nowych miejscach też nie zaleje woda.

 

W tej sytuacji PINB zakazał użytkowania segmentu A budynku (pierwszy z lewej patrząc od frontu bloku).

 

Kontrola wykazała zagrożenie życia lub zdrowia ludzi oraz bezpieczeństwa mienia. Zakaz obowiązuje do czasu usunięcia nieprawidłowości poprzez naprawę poszycia stropodachów segmentów A, B, C i D nadbudowy. Oczywiście, spółdzielnia może odwołać się od tej decyzji. Zyska na tym trochę czasu, ale nie przyspieszy rozwiązania problemu.

 

Sprawą nadbudowy zajęła się też Rada Miasta.

 

Podczas sesji nadzwyczajnej pozwolono się wypowiedzieć Jerzemu Godlewskiemu i władzom spółdzielni. Wyemitowano także film prezentujący najpoważniejsze usterki budowlane.

 

- Otrzymałem korespondencję, po zapoznaniu się z jej treścią złożyłem w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Jerzy Godlewski informował w złożonym na moje ręce piśmie i 79 załącznikach o nieprawidłowościach przy realizacji nadbudowy na budynku przy ulicy Północnej 4/14, które mają zagrażać bezpieczeństwu mieszkańców. Sprawa jest na tyle poważna, że gdyby wyłączono budynek z użytkowania, miasto musiałoby zapewnić ludziom lokale zastępcze. Dlatego, po konsultacji z klubem radnych Prawa i Sprawiedliwości, postanowiłem zwołać sesję nadzwyczajną - mówił Piotr Szereda, przewodniczący Rady Miasta w Jastrzębiu-Zdroju.

 

Sesja nie dała odpowiedzi na pytanie, jak rozwiązać problem, ale rozszerzyła krąg zainteresowanych instytucji o jastrzębski samorząd.

 

To nie wszystko.

 

Nieoficjalnie wiemy, że nie można wykluczyć, iż wojewoda śląski unieważni decyzje z lat 1994 i 2002 wydane przez Janusza Ogiegło, ówczesnego prezydenta Jastrzębia-Zdroju. Gdyby tak się stało, nadbudowę przy ul. Północnej 4/14 należałoby rozebrać nie tylko z powodu wad technicznych, lecz także ze względów prawnych, bo okazałaby się budowlaną samowolką. Do sprawy będziemy wracać.

 

W kolejnej publikacji opiszemy dziwną postawę władz miasta wobec tego problemu, począwszy od Janusza Ogiegło na prezydent Annie Hetman kończąc.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama