Do wtorkowego spotkania JKH GKS Jastrzębie przystąpił bez Marka Hovorki i Eriksa Sevcenki, którzy zostali poturbowani uderzeniami krążkiem w poprzednich pojedynkach. Pierwsza tercja upłynęła pod znakiem hokejowych szachów. Zawodnicy obu drużyn przywiązywali ogromną uwagę do gry defensywnej, w rezultacie czego poważnych okazji do zdobycia gola było jak na lekarstwo. Gospodarze nie wykorzystali m.in. dwóch gier w przewadze, a ponadto zaliczyli słupek bramki Patrika Nechvatala, w który pocelował Miika Franssila. W drugiej części premierowej odsłony inicjatywę przejęli jastrzębianie, ale tu z kolei na posterunku był Juraj Simboch. Już po końcowej syrenie między zawodnikami doszło do spięcia, które zakończyło się dwoma obustronnymi wykluczeniami.
Na początku drugiej partii w krótkim czasie na ławkę kar powędrowali katowiczanie Kamil Paszek i Miika Franssila, dzięki czemu JKH GKS zyskał ponad minutę gry w podwójnej przewadze. W odróżnieniu od sytuacji z wczorajszego starcia tym razem nasz zespół z małą dozą szczęścia wykorzystał tę szansę, bowiem otwarcia wyniku dokonał Zack Philips przy udziale... rykoszetu od łyżwy obrońcy gospodarzy. Niestety, prowadzenia nie udało się utrzymać i tym razem los fortuny uśmiechnął się do Patryka Wajdy, który w 36. minucie przywrócił nadzieję gospodarzom.
Trzecia tercja była najbardziej emocjonującą częścią regulaminowego czasu gry. Jastrzębianie prezentowali się znacznie pewniej od rywali, ale nie potrafili wykorzystać kapitalnych okazji do gola. Pierwszą z nich miał w 47. minucie Dominik Paś, który trafił w poprzeczkę. Chwilę potem pięknym obrotem z krążkiem popisał się Roman Rac, ale i ta sztuka nie zakończyła się golem. W końcu w 55. minucie JKH GKS po raz drugi wyszedł na prowadzenie, gdy po wstrzeleniu gumy z prawego skrzydła krążek po dołożeniu kija przez Kamila Wróbla zatańczył między uczestnikami widowiska i wpadł do siatki. W tym momencie wielu z nas miało zapewne nadzieję, że na tym zakończą się emocje w tym półfinale. Niestety, zdeterminowani podopieczni Andrieja Parfionowa rzucili do ataku wszystkie siły i to przyniosło im upragnione wyrównanie na 36 sekund przed syreną. Autorem trafienia był Mateusz Michalski, który w zamieszaniu pod bramką Patrika Nechvatala zdołał znaleźć odrobinę miejsca i wepchnął gumę do siatki. To oznaczało, że katowiczanie pozostają w grze, a nas czekać będzie druga w tej rywalizacji dogrywka.
Doliczony czas gry tradycyjnie już był pokazem gry defensywnej z obu stron. Wprawdzie nasz zespół wydawał się mieć inicjatywę, ale to gospodarze stworzyli sobie dwie świetne okazje do zakończenia zmagań. W końcu jednak nadeszła wspomniana 67. minuta, w której Grzegorz Pasiut zdobył decydujące trafienie i tym samym przedłużył serię co najmniej do piątku.
W rywalizacji do czterech zwycięstw: JKH GKS Jastrzębie - GKS Katowice 3:1.
Źródło: jkh.pl
Napisz komentarz
Komentarze