Na łamach swojej gazety trochę nie wypada pisać o osobistych historiach, ale jest to przypowieść pouczająca i uniwersalna, dotycząca każdego obywatela, ponieważ nie znasz dnia ani godziny, kiedy zostaniesz wezwany przed oblicze Temidy...
Kilka miesięcy temu opublikowałem na naszych łamach pewną historię, której bohaterowie procesują się przed Sądem Rejonowym w Jastrzębiu-Zdroju. Zostałem wezwany na świadka choć nie mam nic nowego do dodania, ponieważ wszystko opisałem na bazie dokumentów, którymi dysponują strony sporu. Polski wymiar sprawiedliwości lubi jednak celebrować nawet błahe sprawy, a adwokaci muszą przecież zarabiać.
Każdy świadek - nawet nieistotny - jest cenny, ponieważ przedłuża proces i podnosi jego koszty.
Wezwanie dostałem na dwa miesiące przed rozprawą. Ponieważ sprawa toczy się przed sądem karnym, stawiennictwo świadka jest obowiązkowe, bo inaczej zapłaci karę albo kolejnym razem doprowadzi go policja. Rozprawa miała potrwać od godziny 12.30 do 14.30. W moim przypadku oznacza to dzień wyrwany z zawodowego życiorysu. W firmie wydawniczo-promocyjnej zawsze sporo się dzieje. Czas upływa na zaplanowanych i improwizowanych spotkaniach, które w dniu mojego „świadkowania” musiały zostać odłożone. Ale trudno, obywatel musi uszanować wolę sądu. Co jednak zrobić w sytuacji, kiedy sąd nie szanuje obywatela? Przyjechałem na kwadrans przed rozprawą. Przed bramką pirotechniczną wyciągnąłem z kieszeni klucze i telefony, ale mój zapał ostudził zafrasowany strażnik.
- Rozprawy dziś nie ma. Nikt pana nie poinformował...?
Niestety nie. Daleko mi do sławy celebrytów i polityków, ale nie jestem człowiekiem do końca anonimowym. W gazecie jest stopka redakcyjna z telefonami i e-mailami. To samo można znaleźć na stronie internetowej. Przecież sąd wie, kogo powołuje na świadka.
To takie trudne, nawet na dzień przed rozprawą zadzwonić, wysłać e-maila albo sms z informacją: nie przychodź pan, bo rozprawa spadła z wokandy?
Sędziowie się obrażają, kiedy prorządowi publicyści przyszywają im łatkę „kasty”. Ale jak inaczej nazwać taki przejaw arogancji i łamania elementarnych zasad społecznego współżycia? Za jakiś czas dostanę zapewne kolejne wezwanie. Pojadę rzecz jasna, ale nie liczę na słowa przeprosin za zmarnowany czas. Kasta nigdy nie przeprasza...
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze