Pod koniec lutego ministrowie do spraw środowiska państw Unii Europejskiej przyjęli wspólne stanowisko w sprawie reformy unijnego systemu pozwoleń na emisję CO2 (ETS).
Pojęcie „wspólne” jest w tym wypadku względne, ponieważ dziewięć krajów, w tym Polska, głosowało przeciw.
Zaprotestowały również: Bułgaria, Rumunia, Cypr, Chorwacja, Węgry, Włochy, Litwa i Łotwa. Teoretycznie, według obowiązującego nicejskiego systemu głosowania, taka liczba powinna wystarczyć do zbudowania blokującej mniejszości. Mimo tego, nie udało się zablokować prac. Sprawująca obecnie unijną prezydencję Malta, poszukała proceduralnej furtki, aby przeforsować przyjęcie stanowiska. Można jedynie spekulować, kto tak naprawdę stoi za tą intrygą. Mała i biedna Malta nie ma przecież żadnego znaczenia w UE.
Proponowane przez Parlament Europejski zmiany głęboko reformują system ETS. Polega on na tym, że zakłady przemysłowe, które emitują do atmosfery dwutlenek węgla, muszą płacić za każdą wyemitowaną tonę tego gazu. Prawami emisyjnymi handluje się na giełdach. Obecnie, zgoda na wypuszczenie przez komin jednej tony dwutlenku węgla kosztuje ok. 5-7 euro. Część unijnych polityków chce, by ceny wzrosły do 15, a nawet 30 euro.
„Wspólne” stanowisko przewiduje, że od 2021r. o 2,2 proc. zacznie spadać liczba uprawień do emisji CO2. Część krajów UE chciała pójść jeszcze dalej i podnieść poziom redukcji do 4 proc. Ostatecznie ten pomysł nie przeszedł, co nie znaczy, że europejskie lobby antywęglowe wkrótce do tego nie wróci. Zmieniono za to liczbę uprawnień, które będą dostępne na aukcjach. Mają stanowić 55 proc. całej dostępnej puli. Traci na tym Polska, ponieważ wzrosną ceny uprawnień.
To nie koniec niekorzystnych zmian.
Kraje unijne chcą wprowadzić mechanizm umarzania niewykorzystanych pozwoleń. To też będzie sprzyjać wzrostowi cen pozwoleń na emisje.
- To podejście niszczy polskie bezpieczeństwo energetyczne, blokuje polskie zasoby energetyczne, takie jak węgiel. To nie ma nic wspólnego z porozumieniem paryskim. Czujemy się jako Polska oszukani, dlatego że decyzje, jakie zostały podjęte przez radę ministrów środowiska UE we wrześniu i grudniu ubiegłego roku, zapewniały krajom członkowskim podejmowanie decyzji w sprawach tak ważnych, jak bezpieczeństwo energetyczne - powiedział polskim dziennikarzom w Brukseli minister środowiska Jan Szyszko.
Unijny system pozwoleń na emisję CO2 to jedno z głównych narzędzi, które mają pomóc UE zredukować o 40 proc. emisję gazów cieplarnianych w roku 2030.
System ETS pokrywa 11 tys. energochłonnych instalacji w państwach Wspólnoty. Obejmuje 45 proc. emisji gazów cieplarnianych w UE.
Warto pamiętać, że unijny system handlu uprawnieniami dotyczy zaledwie 4 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla. Jego wpływ na światowy klimat jest minimalny. Maksymalne są za to zyski producentów energii, opartej na innych surowcach, niż węgiel.
Napisz komentarz
Komentarze